Korespondencja Ewy Foley z „zagubionej Atlantydy”, wyspy Santorini w archipelagu Cykladzkim, rok 1998. Od dawna już powtarzam sobie takie moje ulubione stwierdzenia (przez niektórych zwane afirmacjami):
Wciąż zdarzają się cuda w moim życiu. Dziękuję za wszystkie spływające na mnie błogosławieństwa. Łatwo się domyślić, że mam wiele powodów do wdzięczności za wszystkie cuda i błogosławieństwa, których rzeczywiście w moim życiu doświadczam. Najpierw jajko czy kura? Zawsze jestem na właściwym miejscu, o właściwym czasie, z sukcesem zajmując się właściwą sprawą. Planowałam być zupełnie gdzie indziej w tej pierwszej połowie sierpnia. A tu nastąpiła seria synchronicznych „przypadków” i w ciągu 48 godzin już siedziałam w samolocie lecącym z Warszawy na Santorini u boku mojego męża sprzed 16 lat, Donalda Foley’a. To właśnie Don, dyplomata australijski, wspaniały człowiek i przyjaciel, na początku lat osiemdziesiątych męską decyzją o szybkim ślubie przeflancował mnie z ziemi polskiej na australijską. Chwała mu za to! Zostałam „żoną dla Australijczyka”. Don zrobił co do niego należało, po czym odszedł w siną dal z inną kobietą. Podobna sytuacja powtórzyła się w moim życiu 15 lat później, kiedy ukochany mężczyzna, któremu bezgranicznie ufałam, nagle i niespodziewanie odszedł do innej kobiety. Pocieszałam się wtedy przez łzy, że zrobił swoje i musiał odejść. Dzisiaj wiem, że rzeczywiście tak było, że gdyby został, nigdy nie odnalazłabym zagubionej atlantydzkiej świątynni. To przekleństwo okazało się być pod wieloma względami „błogosławieństwem w przebraniu”. Utraciłam związek, odzyskałam siebie. Gdy coś tracisz, nie trać lekcji!!! Stuart Wilde, szalony i niekonwencjonalny nauczyciel-mistyk, podaje taką formułę, gdy związek się kończy: I am happy to see you come. Cieszę się, gdy przychodzisz. Więc się cieszę. Cud przychodzenia i odchodzenia. Obecność Dona przypomina mi piękną Kasię, która odeszła już na zawsze z tego świata, tak wcześnie, tak młodo. Bardzo ją kochał, miała być matką jego dzieci, planowali wspólne życie na zawsze. Jej odchodzenie bardzo nas zbliżyło. To wielki przywilej móc służyć komuś obecnością i ramieniem do płaczu w tak trudnych chwilach. Don poprosił mnie o towarzyszenie mu podczas pogrzebu. Szłam obok niego za białą, przybraną kolorowymi frezjami trumną. W rękach trzymał piękny bukiet z 50 białych róż. I wtedy mój były mąż dał mi jedną z najmocniejszych lekcji życiowych, której nigdy nie zapomnę. Przez ściśnięte gardło, z twarzą zalaną łzami wyszeptał do mnie: „Wiesz, Kasia często mówiła, że kiedyś by chciała dostać bukiet z pięćdziesięciu białych róż. Nigdy nie traktowałem tego poważnie. Nie zrobiłem tego, bo wydawało mi się, że mam tak dużo czasu…” Włożył ten bukiet do grobu swojej ukochanej…. Wierzę, że całe nasze życie składa się ze znaków, drogowskazów wskazujących nam drogę do swojej legendy (patrz Alchemik, Paulo Coelho). Uświadamiam sobie, że długo nie zauważałam swoich znaków, żyjąc w nieprzytomnym pędzie i pośpiechu. Zatrzymałam się jak porażona, gdy kilka miesięcy temu zginęła tragicznie w wypadku samochodowym moja kuzynka. Śpieszyła się do domu, żeby poprawiać zeszyty. Była obowiązkową nauczycielką, ale już jej wśród nas nie ma… Gdy całowałam jej zimne czoło w kaplicy przyszpitalnej, wyraźnie usłyszałam: Z W O L N I J !!! Czas stoi w miejscu na. Czas odmierzany jest skokami do ciepłego, kryształowo czystego Morza Egejskiego, tzadiki, dolmados (greckie specjalności) i sałatką grecką. Mam wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić to, co jest do zrobienia. Tu, na Santorini chcę się uczyć od tych uśmiechniętych ludzi, od ducha Grecji. Pytam, obserwuję, pukam do ich serc. Chodzę ulicami gryząc orzeszki pistacjowe, które są głównym produktem eksportowanym tej wyspy. Widzę przystojnego Greka siedzącego przed sklepem jubilerskim – w prawej dłoni ma łańcuszek z kolorowymi koralikami. Wymachuje nim w przedziwny sposób. Już u wielu Greków widziałam tę zabawkę. Postanawiam z nim pogadać: Co robisz? Co to jest? A ty tylko piszesz i piszesz. Dzień i noc piszesz – klepie mnie po plecach stary Grek Georgis, właściciel restauracji. Podsuwa mi pod nos wielki zasuszony krzak. Wciągam mocno ten znajomy zapach. Georgis uśmiecha się, zadowolony, że mnie zaskoczył. To oregano. Pełno tu tego zielska. Chcesz to wziąć do domu? Dziękuję mu, pakuję oregano do mojej plażowej torby i piszę dalej. Piszę wskazówki co do życie do mojej książki. Nie wiem jak ty, ale ja urodziłam się bez instrukcji obsługi. Więc piszę takie instrukcje dla siebie – trochę dla zabawy, trochę serio, trochę z mojego wielkiego pragnienia dzielenia się tym, co odkryłam, stosując metodę prób i błędów. Podobno są inne, bardziej eleganckie metody uczenia się. Ja ciągle preferuję doświadczanie. Gdy zachciewa mi się jechać na wycieczkę po wyspie, Don natychmiast udaje się do najbliższego rent-a-car i jedziemy! Nigdy taki nie był w czasie naszego krótkiego małżeństwa. Żartujemy sobie z siebie, ciesząc się, że w czasie rozwodu nie zniszczyliśmy swojej przyjaźni. Miłość minęła, przyjaźń została. Oboje dzięki temu jesteśmy bogatsi. Oboje wygraliśmy. Żadne z nas nie przegrało. Tego dnia w drugim końcu Santorini odnajdujemy małą wioskę rybacką Ammoudi, gdzie jemy pyszne greckie śniadanie, a potem jeszcze raz wracamy wieczorem na kolację przy pełni księżyca. Tu na kolację wychodzi się o 22.00 i siedzi do rana. Bo życie w tej bajce jest takie dobre, przynosi same dobre doświadczenia. Wybieram w moim życiu tylko doświadczenia służące mojemu najwyższemu dobru. Wszystko, czego doświadczam, jest dla mnie dobre. W głowie dźwięczy mi głos Haliny Frąckowiak: Życie jest piękną jabłonią Na Santorini życie jest drzewem figowym. Siedzę w jego cieniu wystarcza mi owoców i wystarcza mi cienia. Jestem rozmarzona i utulona dobrocią życia. Szukaj swojego „drzewa figowego”, aż je znajdziesz. Warto! Od wieki wieków tak samo. Kiedyś Adrianna w Zakopanem wskazała palcem na Giewont, widoczny z okien jej domu na Kościelisku: A on ciągle stoi. I będzie stał przez wieki. Cuda i błogosławieństwa. Obyśmy umieli je rozpoznać i potraktować z należnym szacunkiem i wdzięcznością. Ewa Foley www.foley.com.pl |
O cudach i błogosławieństwach. O przychodzeniu i odchodzeniu. (Ewa Foley)
Posted in Eseje Ewy Foley.