Moje spotkanie z Louise L. Hay

Louise Hay (USA) jest wykładowcą i nauczycielką metafizyki, autorką 18 bestsellerów, z których polskiemu czytelnikowi dzięki Wydawnictwu MEDIUM www.medium.pl znane są:

  • Możesz uzdrowić swoje życie
  • Pokochaj siebie
  • Ulecz swoje życie
  • Poznaj moc, która jest w tobie
  • Medytacje leczące duszę i ciało
  • Twoja wewnętrzna moc – poradnik udanego życia dla kobiet
  • Życie! – refleksje na temat naszej drogi życiowej

Jej książki przetłumaczone zostały na 26 języków w 33 krajach na świecie. Założyła i prowadzi w Kalifornii ośrodek terapeutyczny, którego celem jest pomaganie ludziom w odkryciu i wykorzystaniu pełni potencjału sił wewnętrznych, mających decydujący wpływ na zachowanie zdrowia.

Źródłem wiedzy autorki są jej własne doświadczenia: uznana za nieuleczalnie chorą na raka, w okresie przygotowywania się do operacji zdołała wyleczyć się sama. Jej główne przesłanie streszcza się w zdaniu: „Jeżeli tylko jesteś gotów uruchomić siły swojego umysłu, możesz wyleczyć się niemal z każdej choroby”.

W serii swoich programów audio autorka krok za krokiem uczy sposobów rozwiązywania swoich lęków i napięć, trudności w stosunkach z otoczeniem, a także przeciwdziałania aktualnym i potencjalnym chorobom.

CD tej znakomitej nauczycielki zawierają wykłady pełne mądrości i ciepła oraz medytacje i afirmacje dotyczące każdej sfery życia ludzkiego. Pozwalają one uporać się z codziennymi problemami, pokonać kompleksy i przezwyciężyć nawyki, osiągnąć jedność duszy, umysłu i ciała, żyć w zgodzie ze sobą i z otaczającym światem.
Inspiration Seminars International (ISI) wydało następujące CD i mp3 Louise L. Hay w języku polskim (czytane przez Ewę Foley):

  • Uzdrowienie siebie
  • Jak siebie pokochać
  • Ulecz swoje życie
  • Poznaj moc, która jest w tobie
  • Medytacje leczące duszę i ciało
  • Twoja wewnętrzna moc – poradnik udanego życia dla kobiet
  • Życie! – refleksje na temat naszej drogi życiowej

Moje spotkanie z Louise:

Kasety Louise L. Hay, a zaraz potem ona sama pojawiły się w moim życiu w 1984 roku. Mieszkałam wtedy w Sydney i pozornie niczego mi nie brakowało. Lecz moja dusza pragnęła z m i a n y. Zmiana przyszła szybko i gwałtownie: dzień przed podpisaniem kontraktu na poważne stanowisko w znanej korporacji zostałam potrącona przez samochód jadąc na rowerze.

Wyleciałam w powietrze jak z katapulty: dosłownie i w przenośni, bo ten wypadek wyniósł mnie w nowe rejony świadomości… Po powrocie ze szpitala leżałam w domu z poważnym wstrząsem mózgu. Sąsiadka przyniosła mi kasetę, która zmieniła całe moje życie. Było to „W co wierzę” Louise L. Hay. Słuchałam tej kasety w kółko dzień i noc. Ta kobieta mówiła jakieś nieprawdopodobne rzeczy. Jej słowa były jak nektar dla mojej duszy. Chciałam poznać Louise.


Przyjechała do Sydney, gdzie wtedy mieszkałam hm! …kilka miesięcy później. Wzięłam udział w jej 3 dniowym warsztacie „Pokochaj siebie, ulecz swoje życie”. Wyłuskała mnie z tłumu pierwszego dnia i powiedziała słowa, które zapadły bardzo głęboko mimo, że wtedy nie miały dla mnie żadnego sensu: „Jesteś uzdrowicielką, tylko jeszcze o tym nie wiesz”.
Chciałam się od niej uczyć – zapisałam się na 2 letni program trenerski. To ona, piękna i mądra Louise, skierowała mnie i miliony ludzi na świecie, na moją drogę powrotu do siebie, do swojej prawdy – czego i Tobie życzę z całego serca.

z miłością i światłem

Ewa Foley

www.foley.com.pl

O cudach i błogosławieństwach. O przychodzeniu i odchodzeniu. (Ewa Foley)

Korespondencja Ewy Foley z „zagubionej Atlantydy”, wyspy Santorini w archipelagu Cykladzkim, rok 1998. Od dawna już powtarzam sobie takie moje ulubione stwierdzenia (przez niektórych zwane afirmacjami):

Wciąż zdarzają się cuda w moim życiu. Dziękuję za wszystkie spływające na mnie błogosławieństwa.

Łatwo się domyślić, że mam wiele powodów do wdzięczności za wszystkie cuda i błogosławieństwa, których rzeczywiście w moim życiu doświadczam. Najpierw jajko czy kura?
Teraz leżę przy hotelowym basenie owinięta tylko w pomarańczową, ręcznie malowaną bawełnianą chustę. Od zaprzyjaźnionej Greczynki otrzymałam wczoraj lekcję na temat sześciu sposobów wiązania tej chusty na ciele. Nade mną pochyla się wiekowe drzewo figowe. Myślę sobie, że czas na śniadanie po porannym pływaniu, a tu pac! – na głowę spada mi śniadanie: dojrzała figa, zwiana chłodnym wiatrem, tu nazywanym levante. Ten wiatr jest dobrodziejstwem, bo każdego dnia temperatura dochodzi do 40 stopni. Albo inny cud: bardzo wcześnie rano, tuż po wschodzie słońca, chodzę na wielokilometrowe świadome spacery po czarnej, wulkanicznej plaży Kamari. Świadomy spacer to ćwiczenie w uważności, kiedy „każdy krok niesie pokój”. Idę bardzo powoli, uważnie stawiając stopy na ziemi, praktykując pełną obecność. Szukam czegoś. Czego? Nie wiem. Ale codziennie szukam. Wiem, że jak znajdę, to będę wiedziała, iż właśnie tego szukałam. Często takiego porządku rzeczywistości doświadczam w moim życiu. Nauczyłam się ufać. I po tygodniu ZNAJDUJĘ! Jest to prostokątny kawałek białego marmuru. Biały marmur wśród tych czarnych, szarych, czasami brązowych okrągłych kamyków. Cud, po prostu cud! Przez kolejny tydzień moich wielogodzinnych spacerów znajduję takich kawałków kilkanaście. Wszystkie w tym magicznym miejscu plaży, gdzie fale obmywają brzeg. Zbieram je, kładę przed lustrem w moim pokoju hotelowym. Nie wiem, po co to robię.
A tu dzisiaj rano kolejny cud. W mojej chodzonej medytacji ukazuje mi się przepiękna, ogromna świątynia atlantydzka z białego marmuru. Uśmiecham się do siebie. Wszystko staje się jasne. Wtedy przychodzi dalszy ciąg instrukcji: powinnam te kawałki, wszystkie podobne w kształcie, pasujące do siebie jak kawałki domina czy puzzli wziąć ze sobą do Polski i umieścić w różnych miejscach sali wykładowej w Silnej Nowej, gdzie prowadzę trening. Ci uczestnicy, którzy je znajdą i wezmą do ręki, to reinkarnacje atlantydzkie, kapłani z tej właśnie świątyni. Będą wiedzieli, jak z tym marmurem pracować. Niechaj każdy robi to, co ma do zrobienia, tam gdzie jest, tym co ma, a wszechświat zadba o to, żeby wszystko ułożyło się w spójną całość. Wszystko i wszyscy zostaną ustawieni na swoim właściwym miejscu.

Zawsze jestem na właściwym miejscu, o właściwym czasie, z sukcesem zajmując się właściwą sprawą.

Planowałam być zupełnie gdzie indziej w tej pierwszej połowie sierpnia. A tu nastąpiła seria synchronicznych „przypadków” i w ciągu 48 godzin już siedziałam w samolocie lecącym z Warszawy na Santorini u boku mojego męża sprzed 16 lat, Donalda Foley’a. To właśnie Don, dyplomata australijski, wspaniały człowiek i przyjaciel, na początku lat osiemdziesiątych męską decyzją o szybkim ślubie przeflancował mnie z ziemi polskiej na australijską. Chwała mu za to! Zostałam „żoną dla Australijczyka”. Don zrobił co do niego należało, po czym odszedł w siną dal z inną kobietą. Podobna sytuacja powtórzyła się w moim życiu 15 lat później, kiedy ukochany mężczyzna, któremu bezgranicznie ufałam, nagle i niespodziewanie odszedł do innej kobiety. Pocieszałam się wtedy przez łzy, że zrobił swoje i musiał odejść. Dzisiaj wiem, że rzeczywiście tak było, że gdyby został, nigdy nie odnalazłabym zagubionej atlantydzkiej świątynni.

To przekleństwo okazało się być pod wieloma względami „błogosławieństwem w przebraniu”. Utraciłam związek, odzyskałam siebie.

Gdy coś tracisz, nie trać lekcji!!!

Stuart Wilde, szalony i niekonwencjonalny nauczyciel-mistyk, podaje taką formułę, gdy związek się kończy:

I am happy to see you come. Cieszę się, gdy przychodzisz.
I am happy to see you go. Cieszę się, gdy odchodzisz.

Więc się cieszę. Cud przychodzenia i odchodzenia.


Obecność Dona przypomina mi piękną Kasię, która odeszła już na zawsze z tego świata, tak wcześnie, tak młodo. Bardzo ją kochał, miała być matką jego dzieci, planowali wspólne życie na zawsze. Jej odchodzenie bardzo nas zbliżyło. To wielki przywilej móc służyć komuś obecnością i ramieniem do płaczu w tak trudnych chwilach. Don poprosił mnie o towarzyszenie mu podczas pogrzebu. Szłam obok niego za białą, przybraną kolorowymi frezjami trumną. W rękach trzymał piękny bukiet z 50 białych róż. I wtedy mój były mąż dał mi jedną z najmocniejszych lekcji życiowych, której nigdy nie zapomnę.

Przez ściśnięte gardło, z twarzą zalaną łzami wyszeptał do mnie: „Wiesz, Kasia często mówiła, że kiedyś by chciała dostać bukiet z pięćdziesięciu białych róż. Nigdy nie traktowałem tego poważnie. Nie zrobiłem tego, bo wydawało mi się, że mam tak dużo czasu…”

Włożył ten bukiet do grobu swojej ukochanej….
Z Donaldem rozmawiamy godzinami o Kasi, o miłości, o związkach, o kobietach i mężczyznach. Pobyt na wyspie Santorini skłania do refleksji, do szczerości, otwartości i życzliwości. Czas zatrzymuje się w miejscu. Tu nikt nie ma „dziedzictwa przeszłości”, niczego nikt nie potrzebuje „przekraczać”, nikt nie ma osobistej historii, obciążeń, uzależnień. Przyjeżdżający tu ludzie decydują się być szczęśliwi. My też. Odwiedzamy kościoły, magiczne miejsca w naturze, wspinamy się na wulkan, stajemy nad potężnym kraterem, pływamy w gorących źródłach pulsujących energią życia. Wieczorem siedząc na białym murku w Ia oglądamy spektakularny zachód słońca. W dawnych czasach wtajemniczeni wiedzieli, że czas przychodzenia i odchodzenia słońca to czas mocy. Praktykowali wtedy modlitwę ciałem Surya Namaskara (Powitanie słońca). Gdy spontanicznie zaczynam ćwiczyć na białych schodach, w tłumie wielkie poruszenie. I uśmiechy. Don udaje, że mnie nie zna, ale jak siadam znowu na murku, robi mi zdjęcie.
Czy rzeczywiście szczęście jest wyborem? Czy rzeczywiście wystarczy co rano uśmiechnąć się do siebie w lustrze i zdecydować: dzisiaj jestem szczęśliwa, wybieram szczęście i zadowolenie! Czy wystarczy polubić siebie naprawdę? Czy wystarczy zaprzyjaźnić się z tą jedną jedyną osobą, która ze mną wytrzymuje od rana do wieczora, która nigdy mnie nie opuści i będzie przy mnie zawsze? Patrzę sobie w oczy w lustrze i wybucham śmiechem. To takie proste! Don puka się w czoło, obserwując mój poranny rytuał: Zawsze podejrzewałem, że nie jesteś całkiem normalna. Do diabła z normalnością! Kto chce być normalny w tym najbardziej nienormalnym z planów wszechświata? A poza tym kto wie, co jest normalne, a co nienormalne? Kto o tym decyduje?
Grecy wierzą, że jak przebiegnie drogę złota jaszczurka – spotka ich szczęście. Polacy, że jak czarny kot – to spotka ich nieszczęście. A co by było, gdybyśmy zaczęli patrzeć na wszystko, co nam się przydarza, jako na dobry omen? O! To by było poważne zagrożenie dla mitu męczeństwa narodowego, bo przecież „cierpienie uszlachetnia”. Grecy wierzą, że to szczęście uszlachetnia. I komu tu wierzyć? Kto ma rację? Dzisiaj Mikos, młody kelner w mojej ulubionej restauracji „Seaside”, podaje mi kawę po grecku, czyli taką jak po turecku, tylko w malutkiej filiżance. Widocznie ręka mu drgnęła po drodze, bo po brzegach filiżanki spłynęły fusy do spodeczka. O – mówi na to Mikos – będziesz bogata! To bardzo dobry znak! Tu, na Santorini, wszystko jest dobrym znakiem. Patrzę pod nogi – a tam wpatruje się w moją lewą stopę złota jaszczurka! Błyskawicznie zmyka przede mną. Bogowie przysłali mi dobry znak.

Wierzę, że całe nasze życie składa się ze znaków, drogowskazów wskazujących nam drogę do swojej legendy (patrz Alchemik, Paulo Coelho). Uświadamiam sobie, że długo nie zauważałam swoich znaków, żyjąc w nieprzytomnym pędzie i pośpiechu. Zatrzymałam się jak porażona, gdy kilka miesięcy temu zginęła tragicznie w wypadku samochodowym moja kuzynka. Śpieszyła się do domu, żeby poprawiać zeszyty. Była obowiązkową nauczycielką, ale już jej wśród nas nie ma… Gdy całowałam jej zimne czoło w kaplicy przyszpitalnej, wyraźnie usłyszałam:

Z W O L N I J !!!

Czas stoi w miejscu na. Czas odmierzany jest skokami do ciepłego, kryształowo czystego Morza Egejskiego, tzadiki, dolmados (greckie specjalności) i sałatką grecką.

Mam wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić to, co jest do zrobienia.

Tu, na Santorini chcę się uczyć od tych uśmiechniętych ludzi, od ducha Grecji. Pytam, obserwuję, pukam do ich serc. Chodzę ulicami gryząc orzeszki pistacjowe, które są głównym produktem eksportowanym tej wyspy. Widzę przystojnego Greka siedzącego przed sklepem jubilerskim – w prawej dłoni ma łańcuszek z kolorowymi koralikami. Wymachuje nim w przedziwny sposób. Już u wielu Greków widziałam tę zabawkę.

Postanawiam z nim pogadać: Co robisz? Co to jest?
Kumbaloj – odpowiada – bawię się tym zamiast, palić papierosy. W ten sposób odzwyczajam się od palenia. Cierpliwie uczy mnie wielu sposobów przekładania łańcuszka przez palce. Potem dowiaduję się, że starsi Grecy używają kumbalojdo modlenia się. Kupiłam sobie taki łańcuszek pomarańczowymi koralikami i przekładam między palcami, powtarzając w głowie moje ulubione pozytywne stwierdzenia.


A ty tylko piszesz i piszesz. Dzień i noc piszesz – klepie mnie po plecach stary Grek Georgis, właściciel restauracji.

Podsuwa mi pod nos wielki zasuszony krzak. Wciągam mocno ten znajomy zapach. Georgis uśmiecha się, zadowolony, że mnie zaskoczył. To oregano. Pełno tu tego zielska. Chcesz to wziąć do domu? Dziękuję mu, pakuję oregano do mojej plażowej torby i piszę dalej. Piszę wskazówki co do życie do mojej książki. Nie wiem jak ty, ale ja urodziłam się bez instrukcji obsługi. Więc piszę takie instrukcje dla siebie – trochę dla zabawy, trochę serio, trochę z mojego wielkiego pragnienia dzielenia się tym, co odkryłam, stosując metodę prób i błędów. Podobno są inne, bardziej eleganckie metody uczenia się. Ja ciągle preferuję doświadczanie.


Gdy zachciewa mi się jechać na wycieczkę po wyspie, Don natychmiast udaje się do najbliższego rent-a-car i jedziemy! Nigdy taki nie był w czasie naszego krótkiego małżeństwa. Żartujemy sobie z siebie, ciesząc się, że w czasie rozwodu nie zniszczyliśmy swojej przyjaźni. Miłość minęła, przyjaźń została. Oboje dzięki temu jesteśmy bogatsi. Oboje wygraliśmy. Żadne z nas nie przegrało. Tego dnia w drugim końcu Santorini odnajdujemy małą wioskę rybacką Ammoudi, gdzie jemy pyszne greckie śniadanie, a potem jeszcze raz wracamy wieczorem na kolację przy pełni księżyca. Tu na kolację wychodzi się o 22.00 i siedzi do rana. Bo życie w tej bajce jest takie dobre, przynosi same dobre doświadczenia.

Wybieram w moim życiu tylko doświadczenia służące mojemu najwyższemu dobru. Wszystko, czego doświadczam, jest dla mnie dobre.

W głowie dźwięczy mi głos Haliny Frąckowiak:

Życie jest piękną jabłonią
Wystarczy owoców, wystarczy cienia
Dla tych, co pod nią się schronią.
Przecież tak dobre jest życie!

Na Santorini życie jest drzewem figowym. Siedzę w jego cieniu wystarcza mi owoców i wystarcza mi cienia. Jestem rozmarzona i utulona dobrocią życia. Szukaj swojego „drzewa figowego”, aż je znajdziesz. Warto!
Nie mogę dzisiaj zejść z tej plaży. Siedzę na kamieniach, słucham szumu fal. Słucham i żegnam się z morzem. Przychodzenie, odchodzenie. Fala za falą przychodzi i odchodzi.

Od wieki wieków tak samo. Kiedyś Adrianna w Zakopanem wskazała palcem na Giewont, widoczny z okien jej domu na Kościelisku: A on ciągle stoi. I będzie stał przez wieki.

Cuda i błogosławieństwa. Obyśmy umieli je rozpoznać i potraktować z należnym szacunkiem i wdzięcznością.

Ewa Foley

www.foley.com.pl

Kopalnia diamentów (Ewa Foley, fragment książki „Powiedz życiu tak”)

Kopalnia diamentów

Russel H. Conwell, korespondent amerykański, wygłosił wykład pod powyższym tytułem ponad 6.000 razy w latach 1877 – 1925. Po jego publikacji stał się on klasyką literatury inspirującej Gdy słyszałam ten wykład po raz pierwszy zrozumiałam dlaczego.

W tym wykładzie Conwell opowiada o życiu perskiego farmera Ali Hafeda. Któregoś dnia Hafed sprzedał swoją farmę, odszedł od rodziny i udał się w podroż dookoła świata w poszukiwaniu bogactwa. Szukał wszędzie diamentów, których pożądał tak bardzo. W końcu, po wielu latach tułaczki, samotny i bezdomny, w desperacji targnął się na własne życie. To poszukiwanie bogactwa go zabiło. W międzyczasie, farmer, który kupił ziemię od Hafeda był teraz wdzięczny za każde źdźbło trawy, które teraz do niego należało i wlewał miłość i ciężką pracę w swoją nowo-nabytą posiadłość. Każdego wieczora, jedząc owoce swojej ciężkiej pracy przy wspólnym stole ze swoją rodziną cieszył się tym co ma. Był zadowolony z życia. Któregoś dnia zrobił zdumiewające odkrycie. W opuszczonym przez Ali Hafeda ogrodzie odnalazł kopalnię diamentów. Prosty farmer miał bogactwo przekraczające jego najśmielsze oczekiwania!

Conwell używał tej przypowieści, aby przekazać cudowne i niezwykłe posłanie: w każdym z nas jest źródło obfitości i są ziarna wielkości. Na każdego z nas czeka osobiste marzenie. Czeka abyśmy je odkryli i zrealizowali. Jeżeli pielęgnujemy swoje marzenia oraz inwestujemy miłość, twórczą energię, upór i pasję w siebie samych, to osiągniemy autentyczny sukces.

Gdzie jest twoja kopalnia diamentów? Jeżeli mógłbyś/mogłabyś robić co tylko sobie zażyczysz – co by to było? Tak! Właśnie to! To, co w tej chwili wydaje Ci się zupełnie niemożliwe! Czy otworzyłabyś sklep, czy poświęciłbyś więcej czasu rodzinie, czy zaprojektowałabyś sukienkę wieczorową, czy zbudowałbyś wioskę ekologiczną, czy napisałabyś scenariusz filmowy lub książkę, która zmieni ludzkie życia?

W każdym z nas czeka kopalnia diamentów. Czeka aż ją odkryjemy, otoczymy opieką i zaczniemy kopać. Wszyscy mamy miejsce, od którego możemy zacząć. Puść wodze swojej wyobraźni, bo to ona zawiera matrycę twojej duszy na spełnione życie. Na wybranej przez siebie ścieżce życia zorientujesz się, że sukces, autentyczne szczęście, finansowe zabezpieczenie i spełnienie są tak blisko jak twój ogród. Mam nadzieję, że już jesteś bliżej swojej Kopalni Diamentów.

„Jesteśmy tym, co robimy najczęściej. Doskonałość nie jest zatem uczynkiem, ale zwyczajem.”

„Są tylko dwa sposoby na życie. Jeden to życie tak, jakby nic nie było cudem. Drugi to życie tak, jakby wszystko było cudem.”    Albert Einstein

With love

Ewa Foley, fragment książki POWIEDZ ŻYCIU TAK

Obiecałam Maćkowi (wywiad Renaty Dziurdzikowskiej z Ewą Foley)

ZWIERCIADAŁO listopad 2014. Temat miesiąca: Gdy dzieci odchodzą. Renata Arendt-Dziurdzikowska, wywiad z Ewą Foley.

Ewa Foley: „Mamy zobowiązanie wobec tych, którzy odeszli, żeby odbyć żałobę, a potem żyć swoim pełnym życiem. Ja takiego wyboru dokonałam. I dokonuję go codziennie. Mój syn żył AŻ 27 lat. Codziennie za to dziękuję.”

Ewa Foley:- Spotkanie ze mną często wydobywa w innych matkach głęboko skrywany, tłumiony lęk o swoje dziecko: „A co będzie, jeśli jej/jemu też coś się stanie?” Lęk ogromny, największy.

– Nie jesteśmy pewni dnia ani godziny. Twój syn zginął nagle.

– Wiesz, od pięciu lat prowadzę otwartą grupę wsparcia dla matek, które straciły dorosłe dzieci. Każda kobieta, która przychodzi do nas, mówi to samo: „Byłam otoczona ludźmi, teraz zrobiło się pusto.” „Znajomi mnie unikają, jakbym była trędowata.” Ludzie nie wiedzą, jak się wobec nas, matek w żałobie, zachować, czy i co powiedzieć…

– Ty byłaś i jesteś otoczona bliskimi ludźmi.

-Tak, to dzięki nim żyję. W najgorszym dla mnie okresie nie odstępowali mnie na krok, czuwali. To jest krąg bardzo świadomych osób, które wiedziały, że nie mogą zostawić mnie samej, szczególnie w czasie między śmiercią, a pogrzebem Maćka. To bardzo trudny czas. Nie chciało mi się żyć. Chciałam iść do mojego dziecka, do Światła…

– Nawet, gdy odeszło jako dorosłe?

– Uważam, że nie ma znaczenia, czy dziecko miało dwa lata, dwanaście, czy dwadzieścia siedem, jak mój Maciek. Nieważne też, czy matka straciła jedyne swoje dziecko, czy ma jeszcze inne. Nawet jeśli pozostałe żyją, to jedno nie żyje… Gdy do naszej grupy wsparcia „osieroconych” matek przychodzą nowe matki, mówią tylko o tym dziecku. My słuchamy, bo rozumiemy, że matka po śmierci dziecka jest monotematyczna, chce mówić tylko o tym. Mnie przez rok nie interesował żaden inny temat. Jest ogromna potrzeba opowiadania, a ludzie boją się słuchać.

– Jak dalej żyć mimo tego, co się wydarzyło? 

  • I czy w ogóle żyć? W kręgu matek opowiadamy, jak sobie radzimy, co przeżywamy. Płaczemy, śmiejemy się, pokazujemy zdjęcia swoich dzieci, odwiedzamy ich groby. Można wyrazić ból na swój własny sposób, tak długo jak potrzebujemy. Moc jest w tym, że ktoś słucha i nie ocenia. Obserwujemy różne postawy, co pomaga kształtować własną postawę. Gdybyśmy opowiadamy o tym, co nas spotkało, matce, której dziecko żyje, ona nie miałaby pojęcia, o czym mówimy, to nie do pojęcia.
  • Na pogrzebie otoczona murem przyjaciół, prosiłaś, aby cię nie przytulać.

– Byłam w szoku. Bolał mnie każdy milimetr ciała. Dotyk był nie do zniesienia. Trzy miesiące po śmierci Maćka poszłam na szamański warsztat w nadziei, że prowadzący szaman pomoże mi ukoić ból. I pomógł! Ale na przerwie, tuż mojej pięknej ceremonii uzdrawiania ruszyła w moją stronę grupa zapłakanych kobiet. Rzuciły się na mnie, żeby się poprzytulać, jedna wysmarkała mi się w bluzkę… Zaczęłam im podawać chusteczki, pocieszać je. Poprosiłam cicho i uprzejmie, żeby zostawiły mnie w spokoju i odeszłam. Obraziły się, potem słyszałam plotki, jaka ta Ewa Foley jest oschła i nieprzystępna. A przecież to ja potrzebowałam pomocy!  Zrozumiałam wtedy, że nie mogę się przez jakiś czas pokazywać publicznie, bo nie wszyscy panują nad swoimi emocjami. Matki w żałobie nie potrzebują ludzi, którzy nie panują nad sobą. To nie jest pomoc.

– Indianie mają określenie na sieć bliskich ludzi, którzy nas w życiu otaczają: holy-net, „święta sieć”. Jeśli będziemy słabi, wtedy ta społeczność świadomych ludzi złapie nas i uniesie. 

– Moja sieć mnie mocno złapała i uniosła. Zresztą niesie do dzisiaj, 9 lat od śmierci Maćka. Mój bliski przyjaciel Zygi po prostu wprowadził się do mnie, ubierał mnie, karmił, trzymał w ramionach gdy szlochałam, i tak doholował do pogrzebu. Najlepsza przyjaciółka przyjechała z zagranicy, siedziała przy mnie i słuchała tak długo, jak potrzebowałam mówić. Inne kobiety z najbliższego kręgu robiły zakupy, gotowały zupy i gorące posiłki dla całej naszej rodziny.  Miałam wokół siebie strażników, którzy przypominali mi, że trzeba wstać z łóżka, coś zjeść, umyć się. Najgorsze, co może przydarzyć się matce w żałobie, to pozostawienie jej samej sobie. Gdy po Warszawie gruchnęła wieść, że Maciek nie żyje, mój mistrz jogi Sławomir Bubicz przysłał mi rano smsa: „Jak tylko będziesz gotowa spotkać się ze mną, jestem.” Byłam gotowa od razu, potrzebowałam jego siły. Przyjechał od razu. Przywiózł i dał mi najcenniejszą rzecz, jaką miał: zasuszony listek z słynnego drzewa nieśmiertelności w Indiach. Dostał go od swojego mistrza z przekazem, że gdy będzie miał trudną chwilę w życiu, ma zjeść kawałek tego listka. Zjadłam go ja.. a Sławek siedział na podłodze w moim mieszkaniu, czuwał przy mnie przez cały dzień. Dzisiaj rozumiem, że trzymał pole, energię. Po południu powiedział, że chciałby jechać na miejsce wypadku. Dołączyli inni mężczyźni. Pojechali z otwartym sercem, szałwią i dzwonkami, żeby zrobić ceremonię energetycznego oczyszczenia tego miejsca. Zmyli z asfaltu krew Maćka…

– Duchowi wojownicy. 

-Tak! Jest wielu wspaniałych, wrażliwych i mądrych mężczyzn na tym świecie. Gdy trzeba było zidentyfikować ciało, pojechali do kostnicy towarzyszyć Maćka ojcu. Dobrze się stało, że byli obecni…Dla mnie to bardzo poruszające, że ci ojcowie pomyśleli o ojcu, który będzie miał ostatnie spotkanie ze swoim dzieckiem w trumnie. Obstawili trumnę, stali jak eskorta. Potem tata Maćka poprosił, żeby zostawili go na chwilę samego z synem. Kontakt z ciałem jest bardzo ważny. To ciągle jest żywe w tradycjach wiejskich, że ciało się pokazuje i przez kilka dni bliscy, rodzina i sąsiedzi mogą przyjść się pożegnać. Ja miałam wielkie szczęście: prokurator spóźniał się na miejsce wypadku i dlatego mogłam być z ciałem mojego dziecka ponad godzinę. Bardzo to doceniam. To był ważny czas…

– Maciek był przystojnym, pełnym wdzięku, świetnie wykształconym mężczyzną.

– Tak skończył studia marketingowe, robił studia dyplomatyczne, miał wspaniałą pracę, właśnie awansował na stanowisko project managera. Zakochał się z wzajemnością w pięknej młodej kobiecie, planowali wspólną przyszłość, dzieci… Przez długi czas nie mogłam tego pojąć: dlaczego żył tylko 27 lat? Dlaczego został zaprzepaszczony tak nieprawdopodobny potencjał? Wypadek wydarzył się w Wielką Sobotę, Wielkanoc roku 2005, dziewięć lat temu. Byłam u przyjaciół na „jajeczku”. Zadzwonił Maciek, głos miał radosny i szczęśliwy: „Mama, jesteś w domu? Jadę do ciebie na motorze!” Jakim motorze??? Przecież on nie jeździł na motorze! Dwadzieścia minut później już nie żył. Rozbił się na motorze, pięć minut od domu, zginął na miejscu. Telefon zadzwonił po raz drugi. O Boże, nigdy tego nie zapomnę. Dzwonił przyjaciela Maćka, który jechał też na motorze za nim. W słuchawce rozpaczliwe: „Był wypadek.” Gdzieś w sobie na głębokim poziomie wiedziałam, że Maciek nie żyje. Wstałam od stołu i wypadłam z domu jak oszalała. Jechaliśmy na miejsce wypadku we czworo: ja, moja siostra z mężem i Zygi. Prowadził szwagier. Gdybym jechała sama, rozbiłabym się na pierwszym drzewie, to pewne. Jak to jest na poziomie duchowym misternie utkane: miałam przeżyć. Moi najbliżsi nie pozwolili mi prowadzić samochodu, potem cały czas mnie pilnowali. Gdy zobaczyłam ciało Maćka na środku jezdni przykryte czarną plandeką, chciałam rzucić się pod pierwszy nadjeżdżający samochód. Zygi złapał mnie, pociągnął do tyłu, uratował mi życie. Krok po kroku przyprowadzał mnie do ciała Maćka. Bardzo delikatnie zdjął plandekę. Patrzyłam w martwe oczy swojego dziecka. Te piękne szaro-zielone, szeroko otwarte oczy… bez życia.. Dlaczego, gdy ludzie umierają mają otwarte oczy? Zygi bez wahania podszedł i zamknął Maćkowi oczy, przytrzymał na nich dłonie i zaczął się modlić. Ale cały czas patrzył na mnie, pilnował mnie. Potem sporo czasu w terapii zajęło mi przetworzenie tego obrazu: patrzę w twarz mojego dziecka, a tam nie ma życia. I ten gest zamknięcia oczu przez przyjaciela. Nigdy mu tego nie zapomnę. On przecież kochał Maćka, a jednak mimo bólu, znalazł takie miejsce w sobie, żeby – z szacunku do życia i do śmierci – zrobić to, co należało: przypilnować matkę i zamknąć oczy dziecku. Klęczałam, trzymałam syna za stopy w motocyklowych butach, skąd on miał te buty? Te rękawice? Taka myśl: „Moje dziecko umiera.” Widziałam, że nie żył, ale przecież my nic nie wiemy o procesie umierania. Jakimś szóstym zmysłem „zobaczyłam” wychodzącą z ciała duszę Maćka i usłyszałam wyraźnie jego głos w mojej głowie: „Mamo, wszystko jest w porządku. All is well”. Maciek wychował się w Australii i często mówił do mnie po angielsku. Potem przypomniał mi się poród.

– Poród?

– Jego życie zaczęło się od przejścia przez moje ciało. Na sali porodowej w Szpitalu Bielańskim byłam bardzo przytomna i bardzo obecna. Bardzo świadoma, że oto wydarza się najważniejsza podróż mojego dziecka, które przeciska się przeze mnie. Ja i mój ból nie były istotne. Istotny jest komfort tego ciałka, które właśnie się rodzi, tej duszy. Cała moja uwaga była skupiona na przywitaniu dziecka. A teraz moje dziecko umiera, a ja muszę zrobić to samo; skupić całą uwagę na jego odejściu. To przypomnienie porodu bardzo mi wtedy pomogło; mimo, że czuję niewyobrażalny ból, mam być przytomna i obecna, ponieważ moje dziecko potrzebuje mnie tak samo jak wtedy, gdy się rodziło. Wiedziałam, że nie mogę teraz wyć z bólu; że na to przyjdzie czas, ale nie teraz, nie teraz!. Miałam takie wewnętrzne przekonanie, że gdy będę go trzymać za stopy całkowicie pogodzona z tym, co się dzieje, jemu będzie łatwiej przejść do Światła przez te wszystkie duchowe plany, o których istnieniu słyszałam. Czy to była moja konfabulacja, czy też miałam moment oświecenia, tego nie wiem. Ale ten przekaz „mamo, wszystko jest w porządku”, dał mi ukojenie. Odmówiłam znieczulającego zastrzyku. Byłam przytomna i obecna z moim synem, aż zabrali jego ciało w czarnym worku. To było najtrudniejsze… To pożegnanie.

Kilka tygodni potem dokonałam świadomego wyboru: wracam do życia, żeby uhonorować jego życie. Bo wiesz, mnie się żyć naprawdę nie chce. Jestem gotowa umrzeć dzisiaj, w tej chwili.

– W jaki sposób tak wybierając, możesz uhonorować jego życie?

– Ja moje dziecko naprawdę znałam i wiem, że gdyby on tam z góry popatrzył na mnie i zobaczył, że jestem w rozpaczy, na antydepresantach, zwiesiłam moje życie na kołek i snuję się w brudnych dresach, palę papierosy albo piję alkohol, byłby bardzo niezadowolony! Często z Maćkiem rozmawiam. Proszę go o rady, pomoc i przewodnictwo. Wierzę, że teraz jest moim przewodnikiem duchowym. Mam z nim dalej dobry kontakt, pod tym względem nic się nie zmieniło. Cały czas jestem jego mamą. W czasie jednej z takich rozmów dostałam wyraźny przekaz: „Mamo, bądź szczęśliwa! Bo ja jestem szczęśliwy. Wszystko jest w porządku. All is well.” Powiedziałam: „Dobrze synku.” Jak mogłabym odmówić prośbie mojego dziecka? Ja wiem, że się spotkamy. Niedługo, mam nadzieję… Ten czas, który mam do naszego spotkania w Świetle, wypełnię taką aktywnością, aby mój syn miał satysfakcję, że dotrzymałam obietnicy. To jest moje zobowiązanie wobec niego. Często myślę o tym, jak to by było, gdyby role się odwróciły, gdybym to ja pierwsza odeszła. A on wtedy pogrążyłby się w depresji i przestał cieszyć się życiem… No – chyba by mnie wkurzyło, że moi bliscy nie radzą sobie z moim odejściem. Zatem myślę, że my, którzy zostajemy tutaj, mamy zobowiązanie wobec tych, którzy odeszli, żeby odbyć żałobę, a potem żyć swoim pełnym życiem. Ja tego wyboru dokonuję codziennie. Codziennie nie chce mi się żyć dalej, mam takie dni, że ciężko mi wstać z łóżka, ale biorę głęboki oddech i mówię sobie: „Z miłości i z szacunku do mojego dziecka to będzie najlepszy dzień reszty mojego życia.”

– Czy po takim doświadczeniu możliwe jest odnalezienie sensu życia dla siebie?

– Dobre pytanie… Nie wiem. My, rodzice w żałobie, przyzwyczajamy się do życia z bólem, z tęsknotą, bo możliwości adaptacyjne ludzkiej psychiki są fenomenalne. Ale ten ból nigdy nie jest mniejszy, gdy się pojawia, nawet jeśli od śmierci dziecka minęło wiele, wiele lat. Ja nie szukam sensu życia, raczej nadaję mojemu życiu sens każdego dnia od nowa: dzisiaj przyczynię się do szczęścia osób, których spotkam na mojej drodze, dzisiaj zadbam o siebie, o moje ciało i psychikę, przeczytam dobrą książkę, pójdę do kina czy teatru, posłucham kojącej muzyki, nauczę się czegoś nowego (teraz uczę się hiszpańskiego), pomedytuję, poprzytulam się do dzieciaków i wnuków moich sióstr, pochwalę dobrym słowem, zrobię coś użytecznego dla innych. Myślę, że to może być dobra strategia na życie, nie trzeba czekać na tragedię żeby tak żyć… Sens mojego życia to jest bycie w służbie. Moją nadrzędną wartością jest użyteczność: lubię się przydać. Mam 62 lata i właściwie nie musiałabym już pracować, ale kocham moją pracę, spotkania z ludźmi, szkolenia, warsztaty, kręgi kobiet, które prowadzę. Moją misją jest kształcenie ludzi w sztuce świadomego życia. Nie pozwalam sobie, aby moje złe samopoczucie zatrzymało moje działania. To, jak się czuję, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Czasem kobiety mówią: „A wiesz, nie ugotowałam dzisiaj zupy dziecku, bo źle się czuję.” Pytam wtedy: „A co ciebie obchodzi, jak się czujesz? Zupa ma być ugotowana.” Są rzeczy do zrobienia, więc trzeba je zrobić. Taka jest moja postawa wobec siebie i wobec życia. Nie pobłażam sobie i nie użalam się nad sobą. Cieszę się tym, co mam.

– To się nazywa samodyscypliną.

– To się nazywa świadomy wybór. Zaczęłam pytać siebie, jakie działania muszę podjąć, aby poczuć się lepiej. Zanurzyłam się w praktykę, którą propaguję od lat, czyli w modlitwę wdzięczności. Codzienne powtarzałam sobie, jak bardzo jestem wdzięczna, iż Maciek żył AŻ 27 lat. Zaczęłam prowadzić dzienniczek wdzięczności: codziennie wieczorem pisałam za co jestem tego dnia wdzięczna…Zaczęłam cenić to, co mam TU I TERAZ. Pomogła mi literatura. Znalazłam książki anglojęzyczne napisane przez matki, które straciły dorosłe dzieci. Aldous Huxley w swojej „Filozofii wieczystej” napisał: „Doświadczenie to nie jest to, co nam się przydarza. Doświadczenie to jest to, co robimy z tym, co nam się przydarza.” To także moje przesłanie. Nie mogę zmienić doświadczenia; moje dziecko nie żyje, i nic tego nie zmieni. Ale mogę zmienić moją postawę, nastawienie. Wybór to wewnętrzna decyzja.

– Już dwa miesiące po pogrzebie Maćka zdecydowałaś się poprowadzić zaplanowany rok wcześniej tygodniowy warsztat dla kobiet. Wymagające wyzwanie.

– Siedziałam przez tydzień w kręgu kobiet, które wiedziały, co wydarzyło się dwa miesiące wcześniej. Prowadziłam zajęcia, ale gdy przychodziła fala rozpaczy i tęsknoty, zadawałam ćwiczenie, a sama brałam paczkę chusteczek i wyłam. Nikt nie wychodził z sali, nikt mnie nie opuszczał: robiły swoje ćwiczenia, a ja płakałam. Jaka kultura duchowa tych kobiet, tych matek! To było najlepsze, co mogło się wydarzyć: zobaczyłyśmy, że my kobiety możemy być silne i słabe, i że objęcie zarówno siły, jak i bezradności, kruchości daje pełnię. Siła bez słabości jest nic niewarta, a nawet jest niebezpieczna. Ta grupa przeniosła mnie w inne miejsce, w inny wymiar rozumienia życia i śmierci, przychodzenia i odchodzenia.

– Kiedy pierwszy raz po śmierci Maćka roześmiałaś się, ale tak całą sobą, z trzewi?

– Na stypie, kilka dni po pogrzebie. Zaprosiłam całą rodzinę i Maćka najbliższych przyjaciół ze szkoły i z pracy. Popłynęły opowieści o jego niezwykle pozytywnej postawie i pogodnej naturze, o tym odjazdowym poczuciu humoru, o tym jak wkręcał, nabierał, opowiadał niestworzone historie, jakie cudne niespodzianki robił… Śmieliśmy się do rozpuku, a potem płakaliśmy… Podjęłam wtedy decyzję, że nie będę obchodziła rocznicy śmierci Maćka, tylko rocznicę jego urodzin, 8 marca. W tym dniu co roku przychodzą Maćka przyjaciele z tortem urodzinowym, stawiamy jego zdjęcie, wspominamy i świętujemy. To mi bardzo pomogło: żeby świętować jego przyjście na świat i wszystkie radosne skojarzenia z tym związane. W rocznicę śmierci czasami chodzę na cmentarz, ale nigdy sama. To ciągle zbyt trudne.

– Co potrzebujemy wiedzieć, aby wspierać ludzi w żałobie?

– Przede wszystkim trzymać język za zębami, uważnie ze słowami! Żadnych dobrych rad! Gafy, które ludzie popełniają, nie wiedząc jak się zachować i co powiedzieć, są czasami trudne do udźwignięcia. Jeśli nie wiesz, co powiedzieć, nie mów nic, nie ryzykuj, nie gadaj byle czego, nie pleć głupot. Nie mów: „Wiem, co przechodzisz, co czujesz.” To doprowadza nas do rozpaczy. Przecież nie wiesz! Nie masz pojęcia! Skąd możesz wiedzieć, skoro nie masz dzieci albo twoje dziecko żyje. Nie mów, że rozumiesz, bo nie rozumiesz. Poczekaj… Najczęściej osoba w żałobie potrzebuje tylko obecności, ponieważ czuje się bardzo zagubiona i opuszczona. Ta nieobecność dziecka jest straszna i rozlewa się we wszystkie obszary życia. Więc usiądź na kanapie i czekaj. Może zacznie mówić. Bez względu na to, jak to przyjmujesz, jak to przeżywasz – po prostu słuchaj. Komentarze, które najbardziej ranią: „Już minęło pół roku! Zbierz się do kupy!” „Wierzysz w Boga i rozpaczasz?” „Bóg go zabrał, Bóg tak chciał.” „Jemu jest lepiej tam, gdzie teraz jest.” Powiedzieć coś takiego matce jest po prostu głupie i okrutne. No bo jak to lepiej? Najlepiej było mu przy mnie, bo jestem jego matką!

Warto też oczywiście zadać pytanie: co mogę dzisiaj dla ciebie zrobić? I być przygotowaną na to, że trzeba będzie zapytać z pięć razy, ponieważ osoba w żałobie naprawdę nie wie, czego potrzebuje.

– Jeśli powie, że niczego nie chce?

  • Nie należy się zniechęcać: nawet, jeśli odmawia, warto zaproponować uprasowanie sukienki, poczytanie książki, spacer, kino. Zajrzyj do lodówki, sprawdź, czy ma co jeść. Ugotuj coś dobrego, wartościowego – naleśniki, placki ziemniaczane, zupę porową – i przynieś. Postaw dwa talerze i zacznij jeść. Ona w końcu też zacznie. Powiedz: „Wypijmy razem herbatę.” Być może tama puści i matka w żałobie zacznie mówić. Świadomość, że ktoś nie boi się mojego bólu, poświęca mi czas, uwagę, interesuje się mną, daje niesamowite ukojenie. My matki w żałobie mamy dorosłe ciała, ale w środku jesteśmy bezradne i zagubione jak dzieci. Jesteśmy kruche i bezradne, przechodzimy przez bardzo trudne doświadczenie. Często nie mamy pojęcia, kim jesteśmy i czego chcemy. Jeśli możesz swoją obecnością i życzliwością nam towarzyszyć, a tym samym ulżyć w bólu, zrób to. Jedna z psycholożek amerykańskich Charlotte Mathers (autorka książki „And a Sword Shall Pierce Your Heart – Jak radzić sobie po śmierci dziecka)” zajmująca się zagadnieniami związanymi z żałobą napisała, że rodzice po śmierci dziecka nie są do końca normalni. Ta trauma powoduje neurologiczne zmiany w mózgu, niektóre jego obszary często przestają działać. Ludzie wyglądają normalnie, ale nie myślą logicznie. To abstrakcja, więc dam ci przykład: jeszcze dwa lata po śmierci Maćka nie mogłam wyrzucić ostatniej pary jego butów. Co myślałam? „A jeśli przyjdzie do domu, to co założy na nogi?” A przecież wiem, że on nie żyje. Gdybym poszła z tym do psychiatry, dałby mi leki. Nikomu o tym nie mówiłam, dopóki nie przeczytałam o tych zmianach w mózgu, które owocują nielogicznym myśleniem, zanikami pamięci, i że to zupełnie normalne po przeżyciu takiej traumy. Chciałabym, aby ludzie to wiedzieli i okazali nam odrobinę miłosierdzia i zrozumienia.

Lepsze zdrowie dla każdego: Jak żyć w dobrym stanie (Ewa Foley)

UWAGA: JEDYNY w roku 2024 1-dniowy warsztat pt. LEPSZE ZDROWIE DLA KAŻDEGO  prowadzi Ewa Foley jesienią w Warszawie. godz. 10 – 17, wstęp 450 zł. Zapisy foley@foley.com.pl

1. ODKRYJ SWÓJ CEL W ŻYCIU

„Prawo dharmy, czyli celu życia mówi, że każdy z nas ma cel w życiu… specjalny dar albo wyjątkowy talent po to, by obdarzać nim bliźnich. Kiedy oddamy ten talent służbie ludziom doznamy ekstazy i wyniesienia naszego własnego ducha, co jest celem najwyższym.” Deepak Chopra

Jednym z najlepszych powodów utrzymania dobrego stanu zdrowia jest potrzeba realizowania swojego życiowego celu. Jeżeli nie wiesz co masz do zrobienia w tym życiu – twoja motywacja, aby być zdrowym może być osłabiona. Brak jasności celu jest jak podróżowanie po obcym kraju bez mapy – nawet gdy dotrzesz do miejsca swojego przeznaczenia, prawdopodobnie nie będziesz o tym wiedział. Zacznij zatem określać swój wielki, wspaniały cel. Będzie on działał jak magnes, który przyciąga cię do siebie, nadając cel wszystkiemu co robisz. Aby odkryć własny cel:

a) Przesłuchaj wielokrotnie moje audio pt. „Wdzięczność” (mp3 download w sklepie)

b) Zrób listę twoich wyjątkowych talentów.

c) Wypisz 10 cech charakteru, które najbardziej lubisz u siebie.

d) Zrób listę 10 rzeczy, które bardzo lubisz robić i w których wyrażają się twoje niepowtarzalne uzdolnienia.

e) Opisz w pozytywny sposób kilkoma zdaniami swoją koncepcję świata doskonałego.

f) Napisz zdanie stosując 2-3 wyrażenia z punktów c,d i e. To jest twój cel życiowy!

Wypisz ten cel na kartkach i porozwieszaj je w miejscach, gdzie będziesz mógł je często czytać.

Wyobrażaj sobie, że cel ten prowadzi cię do swego urzeczywistnienia. Ciesz się na myśl, że chętnie poświęcisz swe życie na jego spełnienie.

Prawdziwe uzdrowienie to dużo więcej niż poradzenie sobie z symptomami. To powrót do twojej prawdziwej tożsamości i uświadomienie sobie misji twojego życia. Oznacza uznanie i podjęcie zadania, które zobowiązałeś się wykonać.

„Jeżeli jakieś marzenie sprawia, że czujesz się szczęśliwy, twoim obowiązkiem wobec Boga i natury jest bezzwłoczne przystąpienie do jego realizacji.” Stewart Brand 

Zaprzyjaźnij się ze stresem a la Ewa Foley

Weekend antystresowy; SPA DLA DUSZY I CIAŁA z Ewą Foley w zabytkowym PAŁACU NIEZNANICE (dojazd na stronie www.nieznanice.pl) k. Częstochowy 13-15 WRZEŚNIA 2024 – są jeszcze miejsca.

Zapisz się TERAZ emailem foley@foley.com.pl a potem poczytaj ….

Ewa Foley o … błędnym kole stresu

„Miarą człowieka nie jest zachowanie w chwilach spokoju, lecz to, co czyni, gdy nadchodzi czas próby.” Martin Luther King

Ciało i umysł stanowią obwód zamknięty. Napięte mięśnie barków, szyi, zmarszczone czoło znamionujące gotowość do walki lub ucieczki informują mózg, że dzieje się coś złego. Twarz, ręce i stopy naszpikowana są czujnikami wysyłającymi do mózgu informacje o poziomie aktywności. Wyłamując palce, zgrzytając zębami, przestępując z nogi na nogę lub ustawicznie się wiercąc wysyłamy do mózgu sygnały świadczące o tym, że jesteśmy bardzo wzburzeni i pełni obaw. Sygnały te powodują wciśnięcie własnego przycisku alarmowego i wyzwolenie długiego łańcucha reakcji świadczących o gotowości organizmu do walki lub ucieczki. Wyzwala się adrenalina, która pozwala organizmowi pracować na najwyższych obrotach. Dzieje się tak dlatego, że układ współczulny samoczynnie i mimowolnie włącza się do akcji ratowania przed niebezpieczeństwem. Jednak dzisiejsze niebezpieczeństwa na ogół nie mają dwóch metrów wysokości, futra i nie ryczą. Przybierają raczej postać sprostania nawałowi pracy, uwzględnienia potrzeb innych ludzi, osiągnięcia wytyczonego celu, radzenia sobie w trudnych sytuacjach towarzyskich … i tak dalej. Nasz organizm reaguje jednak w ten pierwotny sposób, a ponieważ współczesne zagrożenia towarzyszą nam na co dzień układ współczulny nie pozwala nam powrócić do stanu spoczynku. Zamiast walczyć lub uciekać przeżywamy wszystko na siedząco. Jest to ogromnym obciążeniem psychicznym i fizycznym!

Tak więc praktykując techniki relaksacyjne i świadomie uspokajając ciało, dajemy mózgowi znać, że sprawy nie mają się aż tak źle, że sytuacja poprawia się z minuty na minutę. Dzięki temu nie będzie już powodu do utrzymywania stanu alarmowego. A konsekwencją utrzymywania stanu alarmowego są dolegliwości dotykające ludzi pozbawionych umiejętności odprężania się i prowadzących nieustabilizowane życie: bezsenność, choroby serca, alergie, astma, napady lęku, depresja, migrena, owrzodzenie żołądka, bóle mięsni, załamania nerwowe, cukrzyca, choroby wirusowe, wysypka, bóle krzyża, rozwolnienie, zgaga, nieżyt jelit, trudności z trawieniem, nowotwory, artretyzm. To wszystko są skutki wyniszczenia organizmu, spowodowanego utrzymującym się przez lata stanem najwyższego pogotowia.

Istota relaksu

W wirze codziennych spraw i obowiązków rzadko znajdujemy okazję do odpoczynku. Nie rozładowane napięcie daje się jednak we znaki wcześniej czy późnej – czujemy się przepracowani i zmęczeni, przestajemy cieszyć się życiem, boimy się, że nie sprostamy kolejnym zadaniom. Dlatego warto poznać proste i skuteczne metody radzenia sobie ze stresem, odzyskania energii, równowagi wewnętrznej i optymizmu. W tym artykule opiszę ćwiczenia i strategie relaksacyjne, które pozwalają utrzymać ciało i umysł w idealnej kondycji oraz harmonizować ich działanie. Mój pierwszy kontakt z technikami anty-stresowymi zawdzięczam bliskiej osobie, która nauczyła mnie śmiać się z samej siebie. Później dzięki jodze, studiowaniu medycyny holistycznej i filozofii Wschodu zrozumiałam, że relaks ma wiele form i czerpie z wielu źródeł, a opanowanie sztuki relaksacji opłaca się na całe życie.

Słowo „relaks” użyte w najszerszym znaczeniu to umiejętność pozostania w zgodzie ze sobą i z innymi w każdej sytuacji. To umiejętność cieszenia się dniem dzisiejszym zamiast rozpamiętywania minionych porażek i przykrości lub martwienia się o przyszłość. Od wielu lat moja skuteczna anty-stresowa afirmacja brzmi:

Przeszłość przeminęła, przyszłość jeszcze nie nadeszła. Nie trzymam się kurczowo ani tego co było, ani tego co będzie. Całą moją uwagę skupiam na chwili obecnej i żyję świadomie Tu i Teraz. Jedynie ta chwila jest czasem rzeczywistym.

Nie ma osoby, która nie napotykałaby w życiu jakichś trudności związanych z kimś lub czymś. Trudności takie mogą powodować stres. W najlepszym wypadku stres jest zdrowym wyzwaniem, sprawdza odwagę i sprzyja rozwojowi. W najgorszym pozbawia energii i może być zabójczy. Chodzi o to, by bez względu na to czy poziom doświadczanego stresu jest zdrowy czy szkodliwy żyć spokojnie, mieć dużo energii, umieć się odprężać i sprawować kontrolę nad swoim życiem.

Stres jest dobry, gdy panujesz nad nim. Stres jest zły, gdy panuje nad tobą.

Sposoby relaksacji

Istnieje setki różnych sposobów, dzięki którym można odzyskać kontrolę nad swoim życiem i zdrowiem i skutecznie radzić sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Ponieważ ciało i umysł nierozerwalnie połączone są dynamiczną pętlą współdziałania, to co dzieje się w jednym znajduje odbicie w drugim. Zatem zajmijmy się różnymi sposobami fizycznego odprężenia, które automatycznie powoduje zmianę stanu umysłu. Relaksacja jest pewną umiejętnością – trzeba się jej nauczyć. Cała tajemnica polega na jednoczesnym odprężeniu ciała i umysłu oraz odwołaniu stanu najwyższej gotowości, co pozwala organizmowi powrócić do zdrowej, naturalnej równowagi. Nie trzeba odbywać dwugodzinnych sesji, wystarczy poświęcić temu kilka minut dziennie. Naukę relaksacji można porównać do nauki jazdy samochodem. Najtrudniejszy jest początek, gdy jeszcze nie nabraliśmy pewnych przyzwyczajeń – później relaksacja staje się tak oczywista jak zmienianie biegów czy skręt kierownicy. Na tym etapie można odprężać się podświadomie i czuć się coraz lepiej, mieć więcej energii, osiągać więcej niż do tej pory. Zarówno my jak i nasze otoczenie zauważa płynące z tego korzyści.

Dzięki ćwiczeniom relaksacyjnym stajemy się spokojniejsi i bardziej pewni siebie. Niektóre ćwiczenia są krótkie, inne wymagają nieco więcej czasu. Warto wypróbować wszystkie i sprawdzić, które najbardziej pomagają. Ćwiczenia te można traktować jak zawory bezpieczeństwa redukujące ciśnienie i zapobiegające wybuchowi pary w garnkach do gotowania pod ciśnieniem. Nieznaczne upuszczenie pary w regularnych odstępach czasu zapewnia bezpieczeństwo nam i naszej kuchni.

JEŻELI MASZ 10 SEKUND:

Oddech jako najskuteczniejszy zawór bezpieczeństwa

To ćwiczenie pozwala w każdej sytuacji wyzwolić się z błędnego koła stresu. Gdy tylko czujesz, że coś zaczyna ci dokuczać: gwałtownie wypuść powietrze z płuc. Ten wydech musi być mocny i głośny, chodzi o to by usunąć powietrze z samego dna płuc. Zacznij powtarzać w myśli sowo: „spokój” i powoli nabierz głęboko powietrza i znów wypuść je długim powolnym wydechem – ze słyszalnym „uff” na końcu. Opuść ramiona. Powtórz kilka razy. Natychmiast poczujesz się spokojniej. Ciało powróci do równowagi.

JEŻELI MASZ 20 SEKUND:

Ćwiczenie z dłońmi.

Potrzyj mocno dłonie, aby wyzwolić ciepło i energię. Przyłóż dłonie do zamkniętych oczu, podeprzyj się łokciami. Opuść ramiona i siedź tak bez ruchu oddychając lekko i swobodnie. Poczujesz jak energia z twych dłoni przenika do oczu i mózgu. Rozkoszuj się uczuciem ciepła i ciemnością. Przyniesie to ulgę oczom i karkowi.

JEŻELI MASZ MINUTĘ:

Naprzemienne oddychanie przez nos

Usiądź wygodnie. Przyłóż do czoła wskazujący, środkowy i serdeczny palec prawej ręki. Kciuk i mały palec delikatnie połóż na nozdrzach. Zamknij oczy. Nabierz powietrza. Zatkaj kciukiem prawą dziurkę od nosa, wypuść powietrze przez lewą dziurkę, a następnie także lewą dziurką ponownie wciągnij je głęboko. Gdy nabierzesz powietrza poczekaj chwilę, małym palcem zatkaj lewą dziurkę jednocześnie odsłaniając prawą. Wypuść nią powietrze, znów zrób wdech, odczekaj chwilę i zasłoń prawą dziurkę kciukiem. Odsłoń lewą i wypuść powietrze. Powtórz to ćwiczenie jeszcze dwa razy. Potem stopniowo zwiększaj liczbę naprzemiennych oddechów. Łatwiej będzie ci odzyskać równowagę, spokój i opanowanie, gdy poświęcisz na to ćwiczenie choć kilka chwil dziennie.

GDY MASZ DWIE MINUTY:

Oddychanie przeponowe

Usiądź wygodnie i opuść ramiona. Jeżeli to możliwe połóż się na plecach z nogami ugiętymi w kolanach. Skoncentruj się na oddychaniu przeponą. Wydłużaj oddech, wydychając powietrze do końca. Zrób wdech i zauważ jak poszerza się twój oddech poniżej żeber. Wypuść powietrze powoli. Odczekaj chwilę i powtórz pięć razy. Oddychaj przeponą a nie klatką piersiową. Jeżeli zauważysz opadanie i unoszenie się klatki piersiowej wypnij przesadnie brzuch by oddychać tylko przeponą.

GDY MASZ PIĘĆ MINUT:

Relaksacja na siedząco

Nasze największe wysiłki powinniśmy kierować do wewnątrz, gdyż jedynie to doprowadzić może do pokoju umysłu.Dalajlama

Usiądź wygodnie na krześle dającym mocne oparcie, ale nie w fotelu w którym możesz się rozsiąść. Nogi oprzyj mocno na podłodze. Połóż dłonie na udach. Wyobraź sobie, że kręgosłup się wydłuża, zwiększają się odstępy pomiędzy kręgami. Wyciągnij tył szyi, ale postaraj się by podbródek był równoległy do podłogi. Rozluźnij mięśnie szczęk i niech wygładzi ci się czoło. Pozwól opaść barkom, poczuj jak coraz bardziej oddalają się od uszu. Wyobraź sobie, że czubek twojej głowy powoli unosi się jak na nitce ku niebu. Zamknij oczy i wydłuż oddech. Poczuj jak oddech powoli wypełnia twoje trzewia, nozdrza, klatkę piersiową, płuca. Wstrzymaj oddech i policz do pięciu., a następnie wypuść powietrze. W jodze nazywamy to pełnym oddechem. Powtarzaj to ćwiczenie w miarę możliwości wielokrotnie w ciągu dnia – da ci poczucie wyciszenia i uspokojenia ciała oraz umysłu.

GDY MASZ DZIESIĘĆ MINUT:

Medytacja

Znajdź spokojne miejsce, usiądź wygodnie na krześle z wyprostowanymi plecami, lekko przymknij oczy, stopy ustaw równolegle a dłonie oprzyj o uda. Rozluźnij się, skup na sobie i wejdź w swoją ciszę na kilka minut. Możesz skupić się na oddechu, na powtarzaniu słowa-klucza przy wdechu i przy wydechu np. zdrowie, spokój, swoboda, szczęście. Moja nauczycielka jogi zalecała myśleć „sou” przy wdechu i „haam” przy wydechu. To jest bardzo odprężające. Wdychaj energię… wydychaj napięcie…. Cierpliwie obserwuj nadchodzące wyobrażenia, myśli, uczucia – nie walcz z nimi, nie próbuj usunąć ich ze świadomości, pozwól im płynąć jak strumień. Przypatruj się tym wewnętrznym doznaniom z pozycji „świadka” przez kilka minut.

Medytacja to po prostu bycie sobą i świadomość, kto to jest. To uzmysłowienie sobie, że jesteś na ścieżce bez względu na to czy ci się to podoba czy nie. Chodzi o ścieżkę, którą jest twoje życie.

Jon Kabat Zinn

Więcej o medytacji

Jeżeli nie praktykujesz medytacji, to zapewne słysząc słowo MEDYTACJA wyobrażasz sobie od razu siedzenie w niewygodnej pozycji ze skrzyżowanymi nogami, z bólem pleców i rozbieganym umysłem. Nie jest to ani właściwy ani ekscytujący obraz medytacji. Wyjaśnia on natomiast, dlaczego wiele osób podchodzi do medytacji z rezerwą. Trudno się zresztą temu dziwić, bo opisom i doznań praktyk medytacyjnych często towarzyszą różnorodne dywagacje mistyczno-filozoficzne, które mogą odstraszyć racjonalistów. W tej sytuacji zaufanie wzbudzają te praktyki, których efekty zostały doświadczalnie zweryfikowanie i opisane przez naukę przy pomocy aparatury badawczej. W ten naukowy sposób najlepiej poznano bardzo popularną na świecie Medytację Transcendentalną (TM). Jest to jedna z najprostszych technik medytacyjnych, którą można praktykować w każdych warunkach i w każdym miejscu – w pociągu, w mieszkaniu, na wycieczce z doskonałym skutkiem.

Dzisiaj nikt nie ma już wątpliwości, że regularne ćwiczenia relaksacyjne i medytacyjne są bardzo dobrą formą autopsychoterapii oraz higieny psychicznej. Stwierdzono też jednoznacznie, że medytując można wpływać pozytywnie na czynności fizjologiczne organizmu (np. zwalniać akcję serca, obniżać ciśnienie tętnicze) oraz że praktyka ta utrzymuje w jedności umysł, ciało i ducha. Wystarczy poświęcić kilkanaście minut dziennie.

Nauczycielka duchowa dr Joan Borysenko, niezwykle utalentowany psycholog i naukowiec nazywa medytację koncentrowaniem się na jednej rzeczy z pełną intencją:

„Może na tyle zaabsorbowała cię praca w ogrodzie, czytanie książki, czy nawet robienie rozliczenia finansowego, że twój oddech stał się wolniejszy i cała twoja uwaga jest skierowana na to zadanie jak pantery czyhającej na swoją kolację! W tym stanie rozkwita twórczość, intuicja prowadzi do wielkich wglądów, włącza się naturalny system uzdrawiania w twoim ciele, ujawnia się cały nasz mentalny potencjał i czujemy się psychologicznie usatysfakcjonowani.”

GDY MASZ PÓŁ GODZINY LUB WIĘCEJ:

Dłuższa głębsza relaksacja.

Przyjmij wygodną pozycję leżącą, pod głowę połóż książkę lub płaską poduszkę i wysłuchaj prowadzonej relaksacji. Jest ich wiele na rynku. Polecam redukujące stres relaksacje prowadzone moim głosem z podłożem łagodnej muzyki na CD pt. „Poradź sobie ze stresem”, „Wewnętrzne sanktuarium”, „Doskonałe zdrowie” lub „Sen z delfinami”. Doskonałe są też relaksacje Louise L. Hay już dostępne po polsku pt. „Kreowanie zdrowia”, „Poranna i wieczorna medytacja”. Można je zamówić w sprzedaży wysyłkowej przez sklep internetowy tutaj oraz pod tel. 606885555 lub przez internet emailem: foley@foley.com.pl lub w sklepie internetowym www.foley.com.pl 

W czasie takiego ćwiczenia stopniowo rozluźnia się poszczególne części ciała, a także uczy się sztuki koncentracji, co przydaje się w różnych okolicznościach. Dobrze jest włożyć wygodne, luźne ubranie i znaleźć ciepłe miejsce – uczucie chłodu utrudnia relaksację. Gdy leżysz temperatura ciała obniża się, przykryj się więc kocem. Uczestnicy moich zajęć często wchodzą do śpiwora dla uzyskania maksimum komfortu. Upewnij się, że nic ci nie przeszkodzi, wyłącz telefon, zamknij drzwi do pokoju w którym jesteś. W okresach przeciążenia stresowego dobrze usypiać przy takim nagraniu.

* * *

Można relaksować się na wiele innych sposobów, w zależności od możliwości czasowych i swoich wewnętrznych potrzeb.

Oto kilka moich sugestii:

    • Medytacja, cisza, refleksja, modlitwa
    • Medytacyjna koncentracja na oddechu
    • Udanie się w wyobraźni do swojego wewnętrznego miejsca spokoju (polecam ćwiczenie na kasecie audio mojego autorstwa pt. „Twórcza wizualizacja”)
    • Pisanie dialogu ze sobą samym
    • Rozmowa z oddanym przyjacielem
    • Patrzenie „medytacyjne” w płomień świecy czy w ogień siedząc przy ognisku lub przed kominkiem
    • Pływanie, bieganie, taniec, rozciąganie, ćwiczenia jogi
    • Przeczytanie i weryfikacja swojej wizji na dany rok
    • Kontemplacja na fragmencie wiersza
    • Spacer potraktowany jako „chodzona” medytacja uważności
    • Głaskanie swojego ulubionego zwierzaka
    • Przytulenie się do drzewa (najlepiej brzozy)
    • Masaż, inne formy pracy z ciałem (np. Technika Aleksandra, Metoda Feldenkreisa, Polarity, Kinezjologia, Refleksoterapia)
    • Joga Śmiechu. Śmiech, pogoda ducha i poczucie humoru!

Pamiętajmy, że sposób w jaki reagujemy w stresujących sytuacjach, jak zachowuje się nasze ciało, umysł i duch, decyduje o klęsce lub sukcesie w życiu. Czy znasz kogoś, kto nie doświadcza stresu, jego przekleństw i błogosławieństw? Jeżeli taka osoba istnieje, to dobrze by było ją odnaleźć i poprosić by podzieliła się swoją mądrością. Jeżeli ty ją znajdziesz to założę się, że da ci następujące rady:

Kultywuj wdzięczność.

Codziennie spędzaj trochę czasu w ciszy i samotności.

Rozpoczynaj i kończ każdy dzień modlitwą, medytacją, refleksją.

Kultywuj prostotę w swoim życiu.

Utrzymuj swoje biuro, mieszkanie w czystości i porządku.

Nie przepełniaj swojego kalendarza.

Umawiaj się na realistyczne terminy.

Nigdy nie dawaj obietnic, których nie będziesz mógł dotrzymać.

W domu i w pracy stwórz piękne otoczenie oraz klimat zgody i spokoju.

Dwa razy w tygodniu idź spać o godz. 21.00!

Zawsze miej przy sobie coś interesującego do czytania.

Oddychaj – wolniej, głębiej, świadomie i poooowoooolii.

Ruszaj się – tańcz, spaceruj, biegaj, znajdź sport, który sprawia ci radość.

Codziennie pij dużo (min. 8 szklanek) czystej źródlanej wody.

Jedz tylko wtedy, kiedy jesteś głodny.

Więcej bądź a mniej rób.

Jeden cały dzień w tygodniu przeznacz wyłącznie na odpoczynek i odnowę.

Śmiej się często i serdecznie.

foley

Nie odbieraj telefonu w czasie jedzenia posiłków.

Trzymaj się z daleka od negatywnych i stale narzekających ludzi.

Nie marnuj swoich cennych zasobów – czasu, twórczej energii, emocji.

Pielęgnuj przyjaźnie.

Podchodź do problemów jak do wyzwań.

Szanuj swoje aspiracje.

Stawiaj sobie osiągalne cele.

Ceń piękno.

Ustal swoje granice.

Na każde “Tak” niechaj będzie “Nie”. Mów tyle samo NIE, jak TAK.

Nie martw się, bądź szczęśliwy. Don’t worry, be happy.

Pamiętaj, że szczęście jest żywą emocją. Codziennie dawaj mu wyraz.

Troszcz się o swoja duszę.

Pielęgnuj swoje marzenia.

Kup sobie antystresową piłeczkę do ściskania. Znajdź poduszkę, która wytrzyma serię uderzeń. Poćwicz swój głos w lesie.

W sytuacjach stresowych stosuj strategię PWU*.

*PWU jest hasłem utworzonym z pierwszych liter najważniejszych słów użytych w poniższych pytaniach.

    • Czy ja PRZESADZAM? (Nikt mnie nigdy nie rozumie)
    • Czy WYKLUCZAM pozytywne aspekty i możliwości? (Nic pewnie z tego nie będzie)
    • Czy dokonuję UOGÓLNIENIA na podstawie jednego lub paru przypadków (Nigdy nie można na nim polegać)

Ewa Foley – pisz do mine na priv ewa.foley@gmail.com

OM!

ESENCJE KWIATOWE Z AUSTRALIJSKIEGO BUSZU (Ewa Foley)

ESENCJE KWIATOWE Z AUSTRALIJSKIEGO BUSZU – esej Ewy Foley

www.ausflowers.com.au

Esencje kwiatowe działają na umysł, ciało emocjonalne i ducha. Zawierają  uzdrawiającą wibrację z najbardziej rozwiniętej części rośliny – czyli kwiatów. Działają na płaszczyźnie emocjonalnej, harmonizują negatywne uczucia i pomagają przekroczyć podświadome wzorce przekonań.

JAK DŁUGO SĄ UŻYWANE?

Aborygeni Australijscy przez tysiąclecia używali kwiatów z buszu w celu odzyskania równowagi emocjonalnej i leczenia dolegliwości fizycznych. Esencje kwiatowe były używane w starożytnym Egipcie, w Azji, Europie i Ameryce Południowej. Ten system uzdrawiania zwany medycyną wibracyjną został ponownie odkryty i spopularyzowany ponad 60 lat temu przez brytyjskiego lekarza dr Edwarda Bacha. Pracował on wyłącznie z roślinami kwitnącymi w Anglii.

Na początku lat 80-tych Ian White, pochodzący z rodziny zielarzy od pięciu pokoleń australijski psycholog, lekarz medycyny naturalnej i homeopata rozszerzył ten system wprowadzając kwiaty z rejonu całej Australii. Ian spędził dzieciństwo w buszu i uzdrawiającej mocy australijskich roślin uczyły go jego babka i matka. Przez wiele lat podróżował po całym kontynencie badając i rozwijając obecny zestaw 67 esencji. Ian White jest dyrektorem firmy Australian Bush Flower Essences rozprowadzającej australijskie esencje po całym świecie i prezesem Australijskiego Stowarzyszenia Kwiatowych Specyfików (The Australian Flower Remedy Society)). Publikuje swoje prace na łamach wielu popularnych miesięczników australijskich takich jak Australian Wellbeing, Simply Living, Nature & Health. Jest autorem opublikowanej przez Findhorn Press książki pt. „Esencje z Australijskiego Buszu” oraz serii kaset audio i video szczegółowo omawiających działanie i zastosowanie specyfików kwiatowych.

DLACZEGO ESENCJE Z AUSTRALIJSKIEGO BUSZU SĄ UNIKALNE?

Australia jest najstarszym kontynentem. Tam, do dnia dzisiejszego rosną najstarsze na świecie rośliny o uderzających kolorach i wspaniałych starożytnych formach. Australia jest jednym z najmniej zanieczyszczonych krajów i – z metafizycznego punktu widzenia – reprezentuje bardzo mądrą, starą energię. Esencje z Australijskiego Buszu przepełnione są mocą i witalnością, co czyni je unikalnymi. Szybko działają i z sukcesem są używane na całym świecie.

CZY SĄ BEZPIECZNE I CZY KAŻDY MOŻE JE STOSOWAĆ?

Esencje kwiatowe są absolutnie naturalne. Są w pełni bezpieczne, ich stosowanie nie przynosi żadnych skutków ubocznych. Przystosowują się do osoby je przyjmującej. Nie można ich przedawkować. Nie mogą zaszkodzić. Jeżeli dobrana jest niewłaściwa esencja to po prostu nic się nie wydarzy. Esencje mogą być używane przez dorosłych, dzieci, podawane są także zwierzętom.

DAWKOWANIE:

Zwykle 7 kropli pod język dwa razy dziennie (po wstaniu i przed spaniem) przez co najmniej dwa do czterech tygodni. W niektórych przypadkach, szczególnie w chronicznych problemach mogą być stosowane przez dłuższy okres (do dwóch miesięcy). Krople przygotowane są w buteleczkach z zakraplaczem.

DLACZEGO WARTO JE STOSOWAĆ?

Wszyscy mamy nie zawsze korzystne dla nas przekonania i emocje. Zmieniając nasze myśli i przekonania możemy uwolnić się od stresu, co z kolei prowadzi do powrotu do zdrowia. Esencje z Australijskiego Buszu podnoszą jakość życia, przynoszą radość, dają odwagę, silę i zaangażowanie potrzebne do realizacji celów. Pomagają w rozwiązywaniu problemów i uwolnieniu się od codziennych stresów, w rozwinięciu intuicji, budowaniu poczucia własnej wartości. Wspierają duchowe przebudzenie i twórczość.

GOTOWE ZESTAWY KWIATÓW (w buteleczkach 30 ml)

 

1.   Esencja PIERWSZA POMOC (Emergency):

panika, stres, lęk; niepokój                                  + uspokojenie;

Pomaga w wyzwoleniu stresu, lęku, paniki etc. w nagłych przypadkach. Zapewnia komfort i spokój zanim dotrze pomoc medyczna. Podawać co godzinę lub częściej jeżeli konieczne. Można także używać zewnętrznie na rany lub zmieszać z kremem.

2.   Esencja PASJA ŻYCIA I ENTUZJAZMU (Witalność) Dynamis

chwilowa utrata motywacji i entuzjazmu;           + entuzjazm, siły witalne, skupienie;

Przywraca entuzjazm i radość życia. Doskonała dla tych, którzy chwilowo nie czują się najlepiej, są zniechęceni i osłabieni. Pomocna także przy wyczerpaniu fizycznym.

3.   Esencja KLAROWNOŚĆ (Cognis)

marzenia na jawie, dezorientacja, przeciążenie;           + skupienie, klarowność;

Zapewnia skupienie i klarowność w czasie wypowiadania się, śpiewania, czytania i uczenia się. Poprzez głębszy kontakt z Wyższym Ja pomaga w rozwiązywaniu problemów życiowych. Rozwija intuicję, rozszerza percepcję oraz wspiera zintegrowanie pomysłów i informacji.

4.   Esencja PEWNOŚĆ SIEBIE (Confidence)

niskie poczucie własnej wartości, wina, nieśmiałość, brak pewności siebie,

czucie  się ofiarą;

+ pewność siebie, integralność, wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, moc

osobista, wierność sobie;

Wzmacnia poczucie własnej wartości i pewności siebie. Pozwala na czucie się wygodnie z innymi ludźmi, będąc w swojej prawdzie. Wyzwala nieuświadomione negatywne przekonania na swój temat oraz poczucie winy związane z wydarzeniami z przeszłości.

5.   Esencja PODRÓŻ (Travel)

dezorientacja, wyczerpanie;                                        + ześrodkowuje, odświeża;

Korzystna we wszystkich stresowych sytuacjach związanych z podróżą. Szczególnie pomocna w podróżach międzykontynentalnych, przy zmianach stref czasowych. Zapewnia podróżnemu dotarcie do punktu przeznaczenia w poczuciu równowagi i gotowości do działania.

6.   Esencja MEDYTACJA (Meditation)

atak psychiczny, uszkodzona aura, napięcia, wyczerpanie psychiczne;

+ wzmacnia intuicję, wewnętrzne przewodnictwo, kontakt z Wyższym Ja, pozwala

na głębsze medytacje;

Wspiera duchowe przebudzenie. Pomaga głębiej wejść w praktyki religijne i duchowe. Wspomaga kontakt z Wyższym Ja jednocześnie zapewniając ochronę psychiczną i uzdrawiając aurę. Szczególnie polecana osobom zaczynającym lub już praktykującym medytacje.

7.   Esencja SOLARIS

Uwalnia od dyskomfortu i lęków związane z pożarem, gorącem i porażeniem słonecznym.

8.   Esencja ODEJŚCIE (Transition)

lęk przed śmiercią, lęk przed nieznanym;

+ łagodzi lęk przed śmiercią, pozwala odejść godnie i w pokoju;

Wyzwala lęk przed śmiercią oraz pomaga w pogodzeniu się z odchodzeniem. Ta kombinacja specjalnych kwiatów pozwala na łatwe i łagodne przejście na druga stronę ze spokojem i godnością.

9.   Esencja ZWIĄZKI (Relationship)

urazy, resentyment, żal, konfuzja, ból emocjonalny, zablokowane emocje;

+ uczciwe wyrażanie uczuć, lepsza komunikacja, przebaczenie, przekraczanie

wzorców rodzinnych;

Poprawia jakość wszystkich związków, szczególne intymnych. Oczyszcza i wyzwala żale i urazy, zablokowane emocje oraz konfuzję, ból emocjonalny w trudnych związkach partnerskich. Pomaga w zwerbalizowaniu i uczciwym wyrażeniu swoich uczuć, poprawia komunikację. Przerywa uwarunkowania rodzinne i wzorce, które mają wpływ na nasze dorosłe związki.

W związkach partnerskich najlepiej po niej zastosować Esencję SEKSUALNOŚCI.

10. Esencja SEKSUALNOŚĆ (Sexuality)

wstyd, lęk przed intymnością i dotykiem, emocjonalne skutki wykorzystania

seksualnego

+ pobudza pasję, zmysłowość, radość z dotyku i intymności, samoakceptacja

Pomocna w wyzwoleniu wstydu i emocjonalnych konsekwencji wykorzystania seksualnego. Pozwala na pełne zaakceptowanie swojego ciała. Zapewnia otwarcie na zmysłowość i dotyk oraz na cieszenie się fizyczną i emocjonalną intymnością. Odnawia pasję w związku i zainteresowanie partnerem.

11. Esencja OBFITOŚĆ (Abundance)

pesymizm, zamknięcie na otrzymywanie, lęk przed brakiem, świadomość biedy i

lęk, „że nie wystarczy”;

+ radosne dzielenie się, wiara w obfitość, zaufanie, oczyszcza samo sabotaż

Pomaga w wyzwoleniu negatywnych przekonań i wzorców rodzinnych dotyczących obfitości, sabotowania siebie i lęku przed brakiem. Poprzez to otwiera na pełne otrzymywanie bogactwa we wszystkich dziedzinach życia nie tylko finansowego.

12. Esencja KOBIECOŚĆ (Woman)

zmienne nastroje, zmęczenie, brak akceptacji kobiecego ciała;

+ spokój & stabilność, zrównoważona kobiecość, dawanie sobie rady w okresach

zmian,  akceptacja kobiecości;

Pozwala na pełne doświadczanie swojej kobiecości. Zapewnia akceptację, dobre poczucie związane z ciałem i kobiecym pięknem. Łagodzi przykre objawy w czasie menstruacji i menopauzy.

13. Esencja TWÓRCZOŚĆ (Creative)

bloki w kreatywności, ograniczenia w wyrażaniu siebie i swoich uczuć;

+ wspiera śpiewanie, twórczą ekspresję, publiczne wystąpienia;

Otwiera serce i czakram gardła. Daje czysty i przejrzysty głos. Inspiruje twórczą i emocjonalną ekspresję w łagodny i spokojny sposób.

Dodaje odwagi i przejrzystości w śpiewaniu i wystąpieniach publicznych.

14. Esencja NASTOLATEK (Adolesence)

złość, brak wrażliwości, poczucie braku przynależności, podejście typu „to

niesprawiedliwe”,

+ lepsza komunikacja, poczucie własnej wartości, branie pod uwagę innych,

radzenie sobie ze zmianami.

Specjalnie przygotowana dla nastolatków i problemów wieku dojrzewania. Wzmaga samoakceptację, poprawia komunikację, wyrażanie siebie. Harmonizuje relacje w związkach, stabilizuje emocje, przynosi optymizm i radość.

15. Esencja SPOKÓJ WEWNĘTRZNY/(antystresowa (Calm&Clear)

osoba zawsze zaangażowana i „zagoniona”, nie mająca czasu dla siebie, nie

pamiętająca o sobie.

+ czas i miejsce dla siebie, na zdrowy relaks, odpoczynek i kontemplację;

Pomaga w znalezieniu czasu dla siebie i relaks. Pozwala odetchnąć i cieszyć się życiem poprzez zwolnienie codziennej gonitwy. Daje spokój wewnętrzny.

16.  Esencja OCZYSZCZENIA/detoks (Puryfying)

emocjonalne przeciążenie i emocjonalny bagaż, żale i urazy

+ przebaczenie, poczucie uwolnienia i ulgi,  „porządki wiosenne”

Uwalnia emocjonalny ciężar, pozwala oczyścić nagromadzony bagaż emocjonalny.

17.  Esencja ZMYSŁOWOŚĆ (Sensuality)

lęk przed emocjonalną i fizyczną intymnością

+ pozwala na intymność, pasję i zmysłowe spełnienie

Wspiera umiejętność cieszenia się z fizycznej i emocjonalnej intymności, pasji i zmysłowego spełnienia.

 

18.  Esencja AURA SPRAY  OCZYSZENIE PRZESTRZENI (space clearing) aktualnie nie sprzedajemy

negatywne mentalne, emocjonalne i psychiczne energie

+ oczyszcza negatywne środowisko, stwarza bezpieczne, harmonijne środowisko.

Stwarza święte i bezpieczne środowisko. Oczyszcza i uwalnia przestrzeń z nagromadzo-nej, negatywnej mentalnej, emocjonalnej i psychicznej energii. Doskonała w oczyszczaniu napiętych sytuacji i zanieczyszczonych przestrzeni, przywraca równowagę.

19.  Esencja ODPROMIENNIK (Radiation)

Oczyszcza negatywny wpływ promieniowania żył wodnych i liczników elektrycznych, linii energetycznych i wysokiego napięcia, światła jarzeniówek, sprzętu elektrycznego i komputerowego. Przy radioterapii chroni zdrowe komórki, wspiera rekonwalescencję. Pomaga w utrzymaniu własnej energii ciała, zapewnia sprawny układ neurologiczny.

 

20. Esencja (opracowana przez Ewę Foley) WYBACZENIE (Forgiveness) –

Bottlebrush (oczyszczenie), Sturt Dessert Rose (wybaczenie sobie, szacunek dla siebie), Dagger Hakea (urazy żal do bliskich), Mountain Devil (złość, nienawiść, zazdrość), Bluebell (tłumione wyparte emocje, otwiera na miłość)

21.  Esencja (opracowana przez Ewę Foley) ODPUSZCZENIE (Letting go) –

Bottlebrush (oczyszczenie, Red Helmut Orchid, Boab (emocjonalne bloki związane z dysfunkcyjnymi wzorcami rodzinnymi), Fringed Violet, Mint Bush, Sturt Desert Pea (stare rany, upchnięte żale, smutki,), Sundew, Pink Mulla Mulla (stare bloki emocjonalne), Red Grevilla (ugrzężnięcie)

 

___________________________________________________________________________________

INFORMACJE I ZAMÓWIENIA: 01-826 Warszawa, ul. Kleczewska 47,

tel. 22/ 834 6589, fax 22/ 834 1706

606885555, 606884444

www.foley.com.pl ; e-mail: foley@foley.com.pl

KOSZT 1 but. 40,- zł plus koszt wysylki (20 ml, ok. 3 tygodnie stosowania )

O wewnętrznym krytyku (Ewa Foley)

O wewnętrznym krytyku (Ewa Foley)

Jedna z moich podosobowości, głos, który nazywam wewnętrznym krytykiem, uaktywnił się i rozgadał jak oszalały, gdy tylko postanowiłam podzielić się odkryciami i przemyśleniami na jego temat w mojej książce. Natychmiast przystąpił do ataku: A co ty możesz na ten temat wiedzieć? Mówił jak nakręcony i długimi wywodami w mojej głowie udowadniał mi niekompetencję. Co daje ci prawo pisania o mnie?! Co ty na ten temat wiesz? Czy w ogóle na jakikolwiek temat…! Jesteś za głupia !! Na niczym się nie znasz! – krzyczał. Daj sobie spokój… po co ludzie mają wiedzieć o moim istnieniu, to nie jest w końcu takie ważne; jest tyle innych form pracy nad sobą… – szeptał obłudnie. Udało mu się – unieruchomił mnie na dłuższy czas. Ugrzęzłam i nie byłam w stanie zabrać się do pisania tego rozdziału.

Dziś jestem mu za to wdzięczna, bo dzięki temu zobaczyłam wyraźnie jego nieprawdopodobną sprawność i skuteczność. Obserwowałam tę „energię” w moim wnętrzu bardzo uważnie i postanowiłam po raz kolejny zaprzyjaźnić się z nią. Doszłam do wniosku, że nie mam żadnych szans w tej nierównej walce – w końcu mój wewnętrzny krytyk wygrywał ze mną od 48 lat i dalsza walka na pewno nic nie zmieni. No i pewnego majowego dnia on (bo to męski głos w mojej głowie) robił to, co zawsze robi, czyli krytykował mnie bezlitośnie, a ja mu po prostu podziękowałam za nadzór „kontroli jakości”, usiadłam do mojego laptopa i zaczęłam pisać.

Wierzę, że to właśnie wewnętrzny krytyk sieje największe spustoszenie w naszej psychice i jest szczególnie odpowiedzialny za ludzkie nieszczęścia, ból i cierpienie. Najbardziej paraliżuje nas jego głos. To on sprawdza nasze myśli, kontroluje zachowania i powstrzymuje od twórczego działania. Myśli, że chroni nas przed zranieniem, porzuceniem, odrzuceniem. Ale tak naprawdę to ten właśnie krytyczny głos wewnętrzny jest przyczyną toksycznego wstydu, niepokoju, depresji, wyczerpania i niskiego poczucia własnej wartości. Jego działania sabotują nasze intymne związki i przyczyniają się do nadużywania alkoholu i narkotyków. To on każde nam się skupiać na swoich niedociągnięciach i porażkach. Powoduje, że wstydzimy się tego, kim jesteśmy. Przez wiele lat żyłam pod presją niewytłumaczalnego wstydu i nieracjonalnego lęku, że „się wyda!” Co? Jak to co? To, jaka naprawdę jestem! Że wyda się moja niepewność, niespójność, niewiarygodność… wszystko to, co ciągle udowadniał mi wewnętrzny krytyk!

Wierzę, że temat ten dotyczy nas wszystkich. Gdy zastanawiam się nad jego wpływem na współczesny świat, na sytuację ekonomiczną, to zdaję sobie sprawę, że istnienie tego systemu jest zależne od wewnętrznego krytyka. Wiele wskazuje to, że potrzebujemy silnego i zdrowego krytyka, aby wszystko mogło trzymać się kupy! Co by się stało, gdyby w jakiś sposób udało nam się uciszyć ten głos, zapanować nad nim? Przede wszystkim oznaczałoby to upadek sektora wydawniczego, bo już niepotrzebne byłyby te wszystkie książki na temat samodoskonalenia, podnoszenia poczucia własnej wartości, budowania pewności siebie.

A co z psychoterapeutami? Gdyby wszyscy ludzie czuli się ze sobą tak dobrze, że nic nie chcieliby u siebie poprawiać, odkrywać, uzdrawiać, rozwiązywać, uwalniać – co wtedy? Nie byłoby dla nich pracy. A chirurdzy plastyczni? Pewnie 99 procent z nich przeszłoby na bezrobocie, bo ludzie nie mieliby potrzeby „poprawiania” swoich nosów, ud, pośladków, piersi… Po prostu kochaliby te wszystkie skórki pomarańczowe, piegi, kurze łapki. A co z przemysłem farmaceutycznym i środkami uspokajającymi? Jest oczywiście wiele powodów, dlaczego ludzie biorą leki. Wierzę, że ciągłe ataki wewnętrznego krytyka na pewno są jednym z nich. W końcu trzeba je jakoś złagodzić… Ciągle słyszę od ludzi, że muszą się zrelaksować i odpocząć. Od czego? Od ciągłego ataku wewnętrznego krytyka, ulokowanego w ich głowach.

Jest on też dobrym powodem do zapalenia papierosa, wypicia drinka, zjedzenia ciastka czy czekolady… No tak – alkohol. Co by się stało z przemysłem monopolowym, gdyby ludzie nie potrzebowali alkoholu do tłumienia negatywnego dialogu toczącego się w ich głowach? A kosmetyki i cały przemysł kosmetyczny? Co by się z nim stało, gdy budząc się rano, patrząc w lustro nie słyszałybyśmy nagle głosu, mówiącego, co trzeba poprawić, udoskonalić, wygładzić za pomocą najnowszej generacji kremu odstresowującego skórę…

Bardzo dużo się nauczyłam w czasie pisania tego tekstu, przeczytałam wiele książek, wykonałam ogromną pracę wewnętrzną. Moim głównym nauczycielem był mój własny krytyk, ale miałam też innych doskonałych przewodników w tej podróży Mam na myśli amerykańskie małżeństwo psychologów dra Hala Stone’a i dr Sidrę Winkelman-Stone, autorów nowoczesnej metody terapeutycznej Voice Dialogue oraz książki pt. Embracing Your Inner Critic: Turning Self-Criticism into a Creative Asset (Obejmując Twojego Wewnętrznego Krytyka: jak zamienić samokrytycyzm w twórczy zasób). W książce tej znalazłam doskonałe sugestie pracy z energią krytyka.

Stone’owie twierdzą, że najważniejszą rzeczą jest wzięcie pod opiekę swojego wewnętrznego dziecka, zadbanie, troska o nie. W rozdziale o wewnętrznym dziecku piszę, jak to zrobić. Jeżeli już to uczynimy, będzie nam dużo łatwiej pracować z wewnętrznym krytykiem, gdyż jego głównym zadaniem jest właśnie ochrona dziecka. Krytykując nas jako pierwszy myśli, że chroni nasze dziecko przed krytyką innych. A tak naprawdę to tym ciągłym krytycyzmem zatruwa nam życie, umysł i serce, niszczy nasze związki. Dlatego uważam, że zrozumienie tej energii jest bardzo ważne.

Warto wiedzieć

–  Kim naprawdę jest WK, skąd się wziął, jak rozpoznać jego głos?

–  Jak ty rozmawiasz ze swoim WK, jak on funkcjonuje, jak sabotuje nasze związki z innymi?

–  Jak radzić sobie w czasie ataków WK?

–  Jak zrozumieć istotę niepokojów WK?

–  Jak nad nim zapanować?

–  Jak stać się dla niego uważnym rodzicem, bo tylko wtedy on może stać się naszym sprzymierzeńcem?

–  Jak przetransformować tę energię z wrogiej i niszczącej na wspierający nas, twórczy zasób?

Pierwszy raz spotkałam się „twarzą w twarz” z tą energią kilka lat temu w czasie sesji terapeutycznej prowadzonej przez dr Joy Manne, nauczycielkę Dialogu z Głosem. Sesja ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nagle przemówił zimny, suchy głos podporządkowany jednej jedynej czynności: krytykowaniu. Mnie i innych. Jasne się stało dla mnie, że nic innego oprócz krytykowania nie potrafi. To jego jedyna umiejętność. A ja tak długo traktowałam ten wewnętrzny głos poważnie. Tak na serio. Niszczył mnie i moje życie. Często wręcz chciał mnie zabić ciągłym, nieustającym, często niedorzecznym krytycyzmem. Prawie mu się to udało… Przez lata zabierał mi nadzieję, entuzjazm, energię życiową… Podważał moje poczucie własnej wartości, niszczył związki partnerskie. Prowadził ze mną niekończącą się wojnę. Zrozumiałam wtedy, że moją jedyną szansą jest nie grać w jego grę!! I potraktować go bardzo poważnie… Wielomiesięczna praca z nim pomogła mi zrozumieć, o co mu tak naprawdę chodzi i jak uczynić sprzymierzeńca z tego obezwładniającego wroga.

Jak funkcjonuje wewnętrzny krytyk?

Podobnie jak radio. Łatwo przyzwyczaić się do grającego w tle radia w czasie jazdy samochodem albo krzątania się po domu. Po prostu przestajemy je słyszeć. Albo jak kaseta magnetofonowa nagrana dawno temu, we wczesnym dzieciństwie i zostawiona na autorewersie. Nikt już tego nie zauważa, lecz ona ciągle gra. Nie ma kto jej wyłączyć. I ciągle płyną ulubione stwierdzenia krytyka, takie jak Twój problem to… Jesteś brzydka. Nic ci nie pomoże. Nie zasługujesz na miłość. Tak naprawdę nikt cię nie lubi. Jesteś takim egoistą. Jesteś niedobra. Coś jest z tobą nie w porządku. Jesteś nie taka jak trzeba. Jesteś za gruby. Jesteś tłusta.  Jesteś za niski. Jesteś za wysoka. Starzejesz się. Źle się ubierasz. Śmiesznie w tym wyglądasz. Na niczym się nie znasz. Masz zero talentu. Jesteś nudziarzem. Nie powinieneś był tego mówić. Powinnaś zrobić sobie plastykę nosa, no i tych powiek. Udało ci się ich oszukać, uwierzyli, że jesteś mądra – ale poczekaj, i tak się wyda. Jesteś fałszywy, ciągle udajesz kogoś, kim nie jesteś.

Hal i Sidra Stone nazywają wewnętrznego krytyka supergwiazdą naszej wewnętrznej rodziny. Twierdzą, że dobrze jest zapoznać się ze wszystkimi głosami w swoim wnętrzu, ale żaden

z nich nie ma takiego wpływu na nasze życie i związki jak właśnie krytyk. Powiadają też, że ten aspekt nas zdolny jest do całkowitego zatrzymania procesu rozwoju osobistego i świadomości.

Jak on to robi?

Przykład z mojego życia: wiele lat temu, kiedy nie miałam żadnego pojęcia o energiach w swoim wnętrzu, przechodziłam bardzo trudny okres w życiu osobistym. Którejś nocy nie mogłam spać, wstałam, poszłam do lodówki i zjadłam dwie kanapki z masłem orzechowym… Coś w mojej głowie – dzisiaj wiem, że to głos WK – zaczęło mówić, że to na pewno bulimia, że jak mogę być doradcą dla osób z zaburzeniami żywienia, kiedy sama mam symptomy bulimii i ewidentnie jestem zaburzona. Jednym słowem, popełniłam właśnie przestępstwo najwyższej klasy! Czułam się tak okropnie, że natychmiast musiałam zjeść dwie następne kanapki z nutellą i zagryźć kilogramem lodów. Czułam się winna i ciężka.

Nie byłam w stanie zatrzymać w moim wnętrzu gadaniny głosu, który krytykował mnie tak bezwzględnie, że nie mogłam zrobić nic innego, tylko ponownie podejść do lodówki. I tak było całą noc. Tak właśnie działa WK! Używa on mocnych terapeutycznych modnych słów: symptom, zespół, syndrom. Diagnozuje natychmiast i ocenia, wytaczając ciężką artylerię. Nie daje nam szansy na spokojne zastanowienie się nad swoim życiem, wyciągnięcie wniosków i dokonanie pozytywnych zmian.

Stone’owie po raz pierwszy zidentyfikowali głos wewnętrznego krytyka w czasie sesji Voice Dialogue wiele lat temu. Ujawnił się jako jedna z podosobowości. Przedstawił się jako krytyk. Od tej pory zaczęli rozmawiać z własnymi i swoich klientów krytykami, potem przez wiele miesięcy przesłuchiwali nagrania z tych sesji. Doszli do wniosku, że WK przez cały czas mówi w głowach wszystkich ludzi. Dr Hal Stone w swojej książce opowiada, jak był zaskoczony odkryciem tego zimnego, ciętego, atakującego, osądzającego, nienawidzącego go głosu w swoim wnętrzu, który, go stale krytykował, a on – mimo kilkudziesięciu lat pracy nad sobą, długoterminowej psychoterapii i psychoanalizy – nigdy nie obejmował świadomością jego istnienia! Dr Stone twierdzi, że większość osób, z którymi kiedykolwiek pracował jako terapeuta, nie zdawała sobie sprawy z istnienia tego głosu. A nieliczni, którzy to sobie uświadomili, i tak nic nie mogli z nim zrobić, byli wobec niego bezradni.

Zdecydowanie miało to miejsce w moim przypadku – byłam zdumiona istnieniem tego zimnego głosu. Do dnia mojego pierwszego dialogu z wewnętrznym krytykiem uważałam, że jestem kobietą pewną siebie, o wysokiej samoocenie, która odniosła wiele sukcesów w różnych dziedzinach życia. Byłam zaskoczona, co ten głos do mnie i o mnie mówił. Zdałam sobie sprawę, że dopadające mnie często poczucie wewnętrznego paraliżu i niepewności było spowodowane tym ciągłym krytycyzmem. Doprowadziło to do mojej choroby wrzodowej. To trochę tak jak byśmy szli pod górę z workiem cementu na plecach. Tak się do tego przyzwyczailiśmy, że nie mamy pojęcia o jego istnieniu, aż ktoś do nas podejdzie i zapyta: Po co dźwigasz ten worek cementu na plecach? Co? Ja? Jaki worek!?

Wewnętrzny krytyk rodzi się w nas, kiedy jesteśmy bardzo mali i wrażliwi na ocenę innych. Krytyk pojawia się już w drugim roku życia, by chronić nas przed tymi osądami. Jest przekonany, że jeżeli on pierwszy nas skrytykuje, wtedy poprawimy się, będziemy robić wszystko jak należy i już nikt inny nie będzie musiał nas krytykować! Jest on bardzo związany z podosobowością, zwaną obrońcą/kontrolerem, która decyduje, jacy powinniśmy być. Krytyk z czasem przejmuje tę rolę. Niestety u większości z nas rozrasta się on do monstrualnych rozmiarów: Jest genialny, nieprawdopodobnie inteligentny i ma ogromną intuicję. Używa tej błyskotliwej inteligencji do wykazania, co jest z nami nie w porządku, intuicji zaś, aby dotknąć naszych najciemniejszych sekretów i bez skrupułów wyciągnąć je na światło dzienne. Zna nasze najsłabsze punkty, uderza w najczulsze miejsca.

Państwo Stone odważnie i zdecydowanie twierdzą, że wystarczyłoby, gdyby ludzie w swoim procesie rozwoju osobistego nie zrobili nic więcej, tylko rozpoznali swojego wewnętrznego krytyka i odseparowali się od niego. Nie musieliby i już brać udziału w żadnym seminarium dotyczącym rozwoju osobowości ani poddawać się psychoterapii. Po prostu byliby szczęśliwi i zdrowi, żyjąc pełnią życia. Uważają też, że dosyć trudno jest mówić o krytyku bez wzięcia pod uwagę innych podosobowości, które z nim współpracują: kontrolera, który ustanawia zasady gry, racjonalnego obserwatora, perfekcjonisty, popychacza, sędziego. Często słyszałam w sesjach Dialogu z Głosem, jak krytyk mówi: jeżeli ja ją skrytykuję pierwszy, to krytyka innych jej tak nie zrani. Zrozumiałam wtedy, że krytyk naprawdę się o nas martwi i chce nas chronić. Trochę tak jak rodzic, który pragnie, abyśmy dobrze się zachowywali, bo wtedy nic nam nie zagrozi. Często nurtuje go głęboki niepokój. W cieniu krytyka kryje się nasze bezbronne i przerażone dziecko. Krytyk doskonale wie o jego istnieniu i aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo, stanowczo domaga się od nas „właściwych” zachowań.

Innym zdumiewającym aspektem krytyka jest to, że jego głos brzmi zawsze jak największego autorytetu, który dokładnie wie, co jest z nami nie w porządku. Krytyk wie wszystko o wszystkim: jest ekspertem każdego aspektu świadomości i nurtów filozoficznych, jest ekspertem w utrzymaniu domu, wychowywaniu dzieci, fizycznego piękna, analizy snów, wie najlepiej, jak należy medytować, jak czytać książki, jak pisać artykuły, jak ćwiczyć jogę, jak pracować. Gdy przemawia przez ciebie twój krytyk, a ty o tym nie wiesz – bardzo trudno jest utrzymać dobre samopoczucie, bo przecież on wie, jak należy myśleć, czuć i funkcjonować w świecie. Inaczej niż ty to robisz teraz!

Ataki krytyka

Czasami krytyk przystępuje do ataku. Trzeba zrozumieć, że współpracuje on z osądami innych. Jeżeli mamy silnego wewnętrznego krytyka, istnieje duże prawdopodobieństwo, że będziemy przyciągali do siebie ludzi z silną potrzebą osądzania, czyli z silnym wewnętrznym sędzią. Innymi słowy, nasz krytyk wręcz prowokuje innych do osądzania. Dr Stone często żartuje, że gdyby silny krytyk spotkał się ze świeżo narodzonym niewinnym króliczkiem, to już po 5 minutach ten króliczek zamieniłby się w pełni dojrzałego sędziego. Działa to tak: jeżeli jesteśmy na łasce wszechobecnego, wszystkowiedzącego głosu, który ciągle ocenia, co robimy i co czujemy – to wtedy zaczynamy na zewnątrz szukać potwierdzenia, że jesteśmy ok. Jeżeli ktoś wyrazi opinię na nasz temat, to krytyk sprytnie podkreśli wszystko, co może brzmieć lekko negatywnie i powiększy to do gigantycznych rozmiarów. Pamiętam sytuację, kiedy jako młoda żona ugotowałam nową potrawę, a mój mąż zapytał: Gdzie znalazłaś na to przepis? Było to zupełnie niewinne pytanie, ale ja oczywiście wiedziałam, co on chciał przez to powiedzieć: że nie umiem gotować, że mu nie smakuje, no i oczywiście, że jestem w związku z tym do niczego.

Inna ciekawa zasada: jeżeli przebywamy z osobą, która ma silnego wewnętrznego sędziego, to krytyk ma szansę odpocząć. Pamiętam słowa krytyka dopiero co rozwiedzionej kobiety: Przez 15 lat była żoną faceta, który ją osądzał, więc on za mnie robił moją pracę. Teraz go nie ma, więc ja muszę się wziąć do roboty.

Inny przykład. Mąż pyta żonę po przyjściu z pracy: Kochanie, czy zaniosłaś moje koszule do prania?, patrząc na przygotowaną paczkę. Jeżeli żona ma słabego WK, to po prostu odpowie: Nie udało mi się dzisiaj. Zrobię to jutro. Jeżeli jej krytyk jest silny, to ona usłyszy w jego głosie osąd: Znowu tego nie zrobiłaś! Wiesz, jak bardzo mu na tym zależało. Chciał, żebyś to zrobiła dzisiaj. W ten sposób dochodzi do konfliktów.

Krytyk przystępuje ostro do działania, kiedy ujawniają się wyparte energie. Kiedyś na przyjęciu moja wyparta kobiecość namówiła mnie do rozpięcia jeszcze jednego guzika bluzki. Krytyk od razu na to zareagował: Wszyscy to widzieli, zachowałaś się niewłaściwie, zrobiłaś z siebie idiotkę, powinnaś się wstydzić takiego zachowania!!! Tak bardzo chce on nas ochronić przed wstydem i ośmieszeniem. Trzeba zrozumieć, że gdy zachowujemy się w nieodpowiedni sposób – ryzykując osąd i negatywną ocenę innych – to nasze wewnętrzne dziecko czuje się niepewnie, obawia się osądu. Wtedy krytyk swoim atakiem chce skorygować nasze zachowanie – chce ochronić dziecko.

Jak zaczynają się ataki krytyka?

Pewne okoliczności powodują ujawnienie się krytyka – kiedy jesteśmy zestresowani i przemęczeni. Jesteśmy też bardziej podatni na jego ataki, gdy jesteśmy głodni i osłabieni. On nienawidzi słabości. Albo kiedy jesteśmy w nowych miejscach czy w długiej męczącej podróży, kiedy czujemy się niepewnie na nowym gruncie – i możemy zrobić coś nieodpowiedniego. Krytyk nigdy nam tego nie daruje. Na przykład młoda mama, która właśnie urodziła dziecko, czuje się niepewnie. Jej krytyk oczywiście wie dokładnie – a przynajmniej daje młodej mamie wyraźnie do zrozumienia, że wie jak wychowywać dziecko i co robić z noworodkiem. Na początek wymieni, co robione jest źle. Może nie wiedzieć, jak to zrobić dobrze, ale ona to wszystko robi nie tak. Źle trzymałaś dziecko, woda do kąpieli była za zimna, za późno mu dałaś jeść, za długo trzymałaś przy piersi itp. Krytyk zawsze sugeruje, że jest jakiś WŁAŚCIWY sposób, a my robimy to niewłaściwie!

Krytyka bardzo obchodzi, co myślą o nas inni ludzie, jak nas oceniają i odbierają. Mówi nam coś takiego: ja z tobą zrobię porządek. Upewnię się, żeby oni nie myśleli o tobie niczego złego, a zaraz potem doda. Bez względu na to, co i jak zrobisz, to i tak nie będzie to wystarczająco dobre. Uświadomienie sobie strategii krytyka jest wielkim krokiem w stronę przerwania tego szalonego tańca. Bo oczywiście można iść posłusznie za każdą jego radą, robić wszystko to, co on każe, można poświęcić całe swoje życie niewolniczo: zmienić swoją psychikę, wykonać operacje plastyczne, zmienić kolor włosów, rozciągnąć się, żeby być wyższym, skrócić swoje nogi, żeby nie być tak wysoką, odmłodzić się o 100 lat, powiększyć piersi, przemodelować nos, zmienić osobowość. I gdy to wszystko już będzie zrobione, krytyk spokojnie powie: Ale jesteś głupia, że mnie słuchałaś. Po co to wszystko zrobiłaś? Przecież tak naprawdę liczy się naturalność, powinnaś zostać taka jaka byłaś – zobacz, co z siebie zrobiłaś!! I tu nastąpi pełen zwrot i będziemy krytykowani dokładnie za przeciwieństwo tego, co poprzednio!!! Pamiętajmy, że jedyną, absolutnie jedyną możliwością wygrania gry, jaką prowadzi krytyk, to niebranie w niej udziału!

Krytyk atakuje też w sytuacjach, kiedy patrzą na nas ludzie, kiedy jesteśmy w centrum uwagi: w czasie wykładu, wystąpienia publicznego, prowadzenia seminarium. Może nas zupełnie sparaliżować! Zdarzyło mi się to kilka razy. Uaktywnia się też zawsze, kiedy na kimś nam zależy – wyraża opinię na nasz temat. Jeżeli nauczyciel nas ocenia – a cały system edukacji oparty jest na wystawianiu ocen – krytyk upewni się, żeby wyłapać jakiś szczegół, np. To ostatnie zdanie nie było najlepsze. No i się zaczyna: Tak naprawdę całe to wypracowanie jest do kitu, a pamiętasz, jak w zeszłym roku na matematyce nie znałeś odpowiedzi na jedno pytanie… itd.

Krytyk atakuje też w trudnych sytuacjach życiowych. Pamiętajmy, że rusza do ataku, by bronić nasze wewnętrzne dziecko! Ilekroć bezbronne dziecko jest przerażone czy zaniepokojone – może to być utrata pracy, złe stopnie w szkole czy odejście partnera – krytyk zaczyna automatycznie wypominać, co zrobiliśmy nie tak I CO JEST Z NAMI NIE W PORZĄDKU, co trzeba poprawić. Stale domaga się podnoszenia jakości. Pamiętajmy, że przyczyną jego działań jest panika opuszczonego, bezbronnego, odrzuconego, zalęknionego wewnętrznego dziecka. Tylko ten aspekt nas może doświadczać takiego pierwotnego poczucia porzucenia. Krytyk w ten specyficzny sposób reaguje na ów stan dziecka, chce mu pomóc, desperacko usiłując nas poprawić. Ale – paradoksalnie – powoduje, że czujemy się coraz gorzej.

Ulubione słowa wewnętrznego krytyka

Jednym z najbardziej ulubionych słów krytyka jest: BŁĄD. Z jego punktu widzenia ciągle popełniamy błędy. Krytyk nie rozumie procesu życia: że po akcji następuje reakcja. Twierdzi, że każdy błąd jest BŁĘDEM OSTATECZNYM i nienaprawialnym. Ulubiony czas krytyka to między 2 a 4 rano; jak komputer pamięta wszystko, co się wydarzyło w ciągu dnia, wszystko, co zostało powiedziane, a ta okazja, którą straciłaś, a twoje bezsensowne zachowanie, a te nieprzemyślane słowa… Umie odtworzyć cały dzień jak na filmie, wskazując na wszystko, co było według niego nie tak. A interpretacje krytyka dotyczące snów! Wszystkie rozpoczynają się tak samo: to był zły sen, na pewno zapowiada jakieś nieszczęście. W świecie krytyka wszystko jest albo dobre albo złe i koniecznie chce nas o tym przekonać. Wciąga nas w swój świat błędów i oczekiwań, w świat dualizmu. A jak mu się zdarzy pochwalić sen, to zaraz doda: A czy słyszałaś, jaki Kowalska miała wczoraj sen? To był dużo ciekawszy, głębszy sen od twojego!

Innym ulubionym słowem krytyka jest: SYMPTOM. Nasze najdrobniejsze porażki określi jako symptom, jako patologię. Następne to: PORAŻKA. Ponosisz porażkę, kiedy odejdzie od ciebie partner, kiedy twoje dziecko ma za niskie oceny w szkole, kiedy stracisz pracę, kiedy nie zdasz egzaminu. Przy pomocy tych trzech słów: błąd, symptom, porażka, można bardzo skutecznie kontrolować życie innych ludzi, tak jak krytyk kontroluje nas.

Krytyk zawsze zwraca uwagę na to, co jest z nami nie w po-rządku. Ale to nie wszystko. Ma jeszcze inne ulubione zajęcie: uwielbia porównywać! Zobacz, jaka ona szczupła, kiedy ty taka będziesz? A ten wykład, jaki wspaniały! Ty nigdy nie będziesz umiał tak do ludzi mówić! Ona jest dużo ładniejsza od ciebie. On osiągnął większy sukces, jeździ lepszym samochodem, więcej zarabia, jest skuteczniejszym terapeutą.

Krytyk zna się doskonale na anatomii. Szczególnym miejscem jego popisów jest siłownia: Popatrz tylko na jego bicepsy – ty nigdy takich nie będziesz miał; ona jakie ma jędrne pośladki, nigdy nie uda ci się poprawić swoich. Porównania krytyka mogą dotyczyć wszystkiego: Ona jest taką ciepłą, wyrozumiałą i mądrą matką, a ty nie potrafisz nawet rozmawiać ze swoim synem; jesteś taką egoistką, zobacz, jak ona dba o swoją rodzinę, jak ona elegancko się ubiera – a ty? Popatrz tylko na siebie!

Warto też pamiętać, ze krytyk czyta z nami wszystkie książki i czasopisma, chodzi z nami na wykłady i seminaria, słucha z nami każdej kasety relaksacyjnej i motywacyjnej. Jest więc oczywiście specjalistą od rozwoju osobistego. Po przeczytaniu tego rozdziału stanie się też ekspertem w zakresie wewnętrznego krytyka. Powie ci, że twój krytyk od lat kieruje twoim życiem, że jesteś w związku z tym beznadziejny, bo nie powinieneś był być zdany na jego łaskę tak długo; powie ci, że jesteś głupia, że i do tej pory o tym nie wiedziałaś, przecież powinnaś wiedzieć o wszystkim, albo że ta teoria to kolejna bezsensowna amerykańska bzdura!! Pamiętaj, że ten głos z założenia krytykuje każdy nasz aspekt: fizyczny, emocjonalny, intelektualny, duchowy. Nawet holistyczny – przecież ma szerokie zainteresowania holistyczne. Po prostu wic wszystko o wszystkim!

Mam nadzieję, że pomogłam wam zdobyć pewien dystans do swojego wewnętrznego krytyka. Nie mam też cienia wątpliwości, że aby uwolnić się od tego terrorysty w swoim wnętrzu, potrzebujemy dużej dawki poczucia humoru.

Nie bierz tego głosu od dzisiaj zbyt poważnie!

Z uśmiechem

Ewa Foley

photo

List od Ewy Foley

UWAGA UWAGA!! MOJA STRONA o adresie www.ewafoley.pl została porwana przez hakera, który życzy sobie okup za oddanie tego adresu… Niech się buja!! Nie będę złodziejom płacić haraczu.. Pan haker na tej stronie promuje teraz .. hm! bieliznę erotyczną rozmiar XL ha ha ha… może myślał że się tym przejmę…

No ale webmaster nad tym pracuje – liczę na to że stronę uda się odzyskać. Teraz mam tylko stary ale jary adres www.foley.com.pl – ta strona jest zabezpieczona. Wasza Ewa Foley

Wiosną 2024 planujemy dwie POZYTYWNE SOBOTY EWĄ FOLEY w Warszawie otwarte dla wszystkich kobiet i mężczyzn zainteresowanych sztuką świadomego życia…. (13 kwietnia i 16 czerwca) W maju DETOKSYKACJA DLA KOBIET nad morzem, a w sierpniu dwa tygodniowe KRĘGI KOBIET (4-11.08 oraz 1318.08) na Warmii w Kawkowie.

Zapraszam. Przyjdź, przyprowadź znajomych i przyjaciół zainteresowanych sztuką świadomego życia, rozwojem osobistym, profilaktyką zdrowia, samo-poznaniem i samo-doskonaleniem.Ewa FoleyContinue reading